Przegląd tygodnia - co tam w życiu ogólnym

Tydzień niby wakacyjny, a dwa razy byłam w pracy. W poniedziałek opublikowaliśmy listy przyjętych do obu szkół zespołu, w którym pracuję, a od wtorku ruszyła rekrutacja uzupełniająca. Kandydaci mieli trzy dni na składanie tym razem papierowych już wniosków w szkole (powiat nie zdecydował się zakupić dostępu do elektronicznego systemu na rekrutację uzupełniającą). W piątek zajęliśmy się sortowaniem wniosków, ustaleniem liczby punktów rekrutacyjnych i stworzeniem list zakwalifikowanych i niezakwalifikowanych, które będą opublikowane dopiero 16 sierpnia. Ale też do 16 sierpnia trzeba wydać kandydatom skierowania na badania lekarskie, więc nie odkładaliśmy pracy na później.
Spłynęło 55 wniosków. Całe szczęście, że szkoła dostała zgodę na utworzenie drugiego oddziału technikum, bo w ten sposób "tylko" kilkoro kandydatów na razie nie dostanie się do żadnego oddziału. Cudzysłów, bo to jest kilka ogromnych stresów, niepewności i totalnie zepsute wakacje.

Mam kilka obserwacji z rekrutacją związanych. Kształcenie zawodowe kuleje. Po pierwsze młodzież i ich rodzice bardzo często postrzegają szkołę branżową jako coś najgorszego. Wiele osób bardzo ale to bardzo nie chce, aby ich dziecko poszło do takiej szkoły. I tak wnioski do oddziałów technikum często składają uczniowie, którzy mają naprawdę mało punktów rekrutacyjnych. Mam tu na myśli nie tylko mniej niż 100 na 200 możliwych, ale też mniej niż 80, 70, 60. "Rekord" w tym roku to 35. Oczywiście te najniższe wyniki nie pozwalają znaleźć się na listach zakwalifikowanych, ale już za dwa lata, w tak zwanym "pustym roczniku" różnie może to wyglądać. Obecny trend sugeruje, że chyba trzeba będzie w szkole ustalić minimalną liczbę punktów pozwalającą aplikować do danego typu szkoły.
Technikum jest obecnie pięcioletnie. Jeżeli trafi do niego słaby uczeń, to naprawdę rzadko wystarcza mu motywacji, aby uporać się z przedmiotami ogólnokształcącymi i zawodowymi, a opcja powtarzania roku prawie zawsze kończy się zmianą szkoły (aplikują po raz kolejny do klasy pierwszej w innej placówce), albo zabraniem papierów i zakończeniem nauki na zdobytym wcześniej wykształceniu podstawowym, jeżeli w międzyczasie stuknęła osiemnastka. Paradoksalnie tak samo pięć lat może trwać zdobycie wykształcenia średniego, jeżeli najpierw ukończy się szkołę branżową I stopnia, a później dwuletnią szkołę branżową II stopnia. Taką drogę wybierają dosłownie jednostki.
Z drugiej strony w roczniku takim jak obecny naprawdę ciężko jest znaleźć pracodawcę, u którego można pobierać praktyczną naukę zawodu takiego, jaki naprawdę chce się wykonywać. I tak lokalnie niektórzy trochę z przymusu zostaną stolarzami a niektórzy sprzedawcami (bo brakuje miejsc nauki dla mechaników, hydraulików, fryzjerów), ale też z drugiej strony - nikt nie chce być krawcem, wędliniarzem, piekarzem.
I jeszcze osobliwość. Otóż część kandydatów w rekrutacji uzupełniającej do naszej szkoły branżowej to osoby, które z powodu zbyt małej ilości punktów nie dostały się do szkoły w mieście powiatowym, gdzie mieszkają (a że utworzono tam za mało oddziałów to inna historia). Jak można mieć za mało punktów na pobieranie nauki w lokalnej szkole branżowej? Nosem czuję kłopoty z frekwencją u takich uczniów, bo zwykle motywacja do chodzenia do szkoły wśród uczniów branżówek jest najniższa, a tu jeszcze wchodzą w grę dojazdy i wstawanie na autobus odjeżdżający o 6:20.

Ab ovo usque ad mala. Od rekrutacji do matury. Przeczytałam, że i w tym roku jest skandal maturalny, bo egzaminator przyznał 0 punktów za część pisemną (teza niezgoda z utworem) i matura byłaby niezdana. Jednak kandydat dzielnie "wejrzał" w pracę, odwołał się i punkty mu przyznano. Rozbawił mnie portal, który uderzył z prośbą o wypowiedź do samego poety (bo oczywiście chodziło o interpretację wiersza), bo napisał, że "jego (wiersza) autor... chwali ucznia". Poeta dość kurtuazyjnie powiedział, że poezja może być wieloznaczna, że czytelnik podkłada pod słowa poety własne doświadczenie. Jednocześnie zaznaczył: o horacjańskiej radości ja tam nie piszę. W ogóle niczego nie zalecam, to podmiot zbiorowy najpierw w formie bezokolicznikowej radzi żyć tak albo inaczej, co stanowi odniesienie do sformułowań użytych przez maturzystę.
Nie wiem, czy ludzie w ogóle mają świadomość tego, że na maturze nie ma żadnych finezyjnych, dyskusyjnych ani wieloznacznych tekstów. Sprawdza się dość podstawowe kompetencje czytania ze zrozumieniem, znajomość równie podstawowych faktów o epokach, w których powstawały utwory i ewentualnie wiedzę o tym, co zawiera "wielka piątka" lektur wymaganych. Jeżeli maturzysta wybiera wiersz (bo na przykład nie za bardzo kojarzy o czym był "Pan Tadeusz" i "Lalka"), to ma do postawienia tezę. Nie tezę "od czapki", tylko tezę wynikającą z tekstu umieszczonego w arkuszu egzaminacyjnym wiersza. Oczywiście wrażenia i odczucia można mieć różne, ale przyjęcie założenia, że poecie chodzi o ideę carpe diem, gdy literalnie nic w tekście na to nie wskazuje, to po prostu postawienie błędnej tezy i tyle. W ten sposób można wypisywać dowolne absurdy - że "Lokomotywa" Tuwima jest wierszem patriotycznym a w "Nic dwa razy" Szymborskiej wiodącym motywem jest pozytywistyczna praca u podstaw.
Gdy kolejny raz czytam, że "język polski powinien być otwarty w interpretacji" (a takie lub podobne stwierdzenia pojawiają się przy każdej tego typu "aferze"), to nie wiem, jak autor i popierający tę tezę wykopowicze wyobrażają sobie jakikolwiek akt komunikacji. Za Norwidem - Odpowiednie dać rzeczy słowo!
Dobra, starczy tej szkolnej Mody na sukces. Neverending story.

Rozmaitości. Sklep sieci Dino, który będzie moim najbliższym i niejako osiedlowym sklepem, którego budowa ruszyła 5 maja tego roku, a miał być ukończony 5 sierpnia, w zasadzie był gotowy już 1 lipca. Pozostały do planowego ukończenia miesiąc wykorzystano tylko na montaż wielkich liter napisu 'dino' oraz tablicy, na której przyklejane są bannery z promowanymi towarami. Sklep stoi na razie niezatowarowany, na drzwiach umieszczono plakaty z informacją o ofertach pracy. Nie ma jeszcze informacji o planowanym otwarciu.
Ogłoszono projekty zgłoszone do miejskiego budżetu obywatelskiego. Wśród nich Pomnik Dziecka Utraconego. Niestety na razie nieznana jest koncepcja rzeźbiarska tegóż. Nie wróżę sukcesu w głosowaniu mieszkańców.
Apel do instytucji! Błagam - piszcie na stronach internetowych o godzinach przyjęć interesantów. I nie ogólnikowo "instytucja pracuje od 7:30 do 15:30", bo jeżeli przyjeżdżam o 15:05 i okazuje się, że biuro podawcze jest czynne do 15:00, to bardzo niefajnie. I nie ratuje waszego wizerunku uprzejmość pani, która przyjmuje dokumenty od takich "spóźnialskich" jak ja, bo zapewne ci, którzy dotrą o 15:15 czy 15:20 już tyle szczęścia nie będą mieli.

I jeszcze bodziszek błotny (Geranium palustre L.) z dzisiejszego spaceru. Po deszczu jest bardziej zielono i przyroda taka "opłukana".
A bodziszek wyszedł zabawnie, bo zdjęcie trochę oszukuje mózg. Oczywiście zauważyłam to dopiero po przerzuceniu zdjęć na komputer. Takie czasem niespodzianki fotograficzne mi się same zrobią.