Niedzielny wieczór z "Misiem" w tle
Codzienne spacery byłyby doskonałą okazją do robienia zdjęć do wpisów, gdyby nie moje roztargnienie. Otóż dwa razy wyszłam na spacer z aparatem bez karty pamięci. Karta oczywiście tkwiła sobie spokojne w kieszeni laptopa. Pomiędzy tymi wyjściami udało mi się wyjść z rozładowanym akumulatorkiem i tak oto w zespole pałacowym w Goszczu (3 kilometry w jedną stronę, pies bardzo zadowolony) zrobiłam 4 zdjęcia. Żadne nie jest dobre. Ponieważ we wpisy bez obrazka nikt nie klika, taka oto przeróbka jednego ze zdjęć filtrem Windel z Canvy.
W ogóle wpis dzisiejszy spowodowany jest moim ulubionym filmem "Miś". Nie chciało mi się, a po "Matka siedzi z tyłu tak powiedział!" i "Pani kierowniczko - podwawelska" jest znacznie lepiej. Lubię czasem zalinkować coś ze starszych wpisów, więc tematycznie 111 scen. Sprawdźcie sami, jeśli nie wierzycie milicji.
Dziś miałam rozważania o rezygnacji z unikalności. Pisząc recenzję czekolady na bloga zastanowiło mnie to, że koncerny idą w kierunku całkowitej powtarzalności produktu. To zrozumiałe w aspecie utrzymania jakości marki. Mniej smaczna partia wyrobu mogłaby spowodować utratę klientów i kryzys wizerunkowy. Ale niezrozumiałe jest dla mnie rezygnowanie z indywidualności marki. Wszystkie czekolady wielkich koncernów są do siebie bardzo podobne - słodkie i kakaowo nijakie. Całe szczęście, że polskie fabryki zachowują trochę indywidualizmu - Wedel podkreśla, że używa kakao z Ghany, Wawel i Goplana ciągle zachowują swój własny profil smakowy. Jednak taka smakowa średniawka chyba się kalkuluje. Z analizy przygotowanej przez specjalistów z aplikacji PanParagon wynika, że w 2022 roku najczęściej kupowane były czekolady Milka. Koncern Mondelez - dla mnie sam cukier i śladowe ilości kakao o smaku cienkiego kakao (bez żadnego bukietu smaków). To samo zauważyłam w telewizyjnych reklamach samochodów - zero indywidualnych cech marki, same banały i tak bzdurne rzeczy jak zbliżenia na tablicę rejestracyjną czy ogólny widok kokpitu, który nie daje żadnych informacji o jakimkolwiek walorze samochodu. No i ostatni przykład - piwo. Niestety, ale po spróbowaniu wyrobów domowych, nawet z gotowego słodu w puszkach, masowa produkcja lana czy to w butelki czy to w puszki jest po prostu beznadziejna i bezsmakowa.
Rekrutacja. Media donoszą, że w dużych miastach liczba dzieci, które na razie nie zostały przyjęte nigdzie idzie w tysiące. Moje dziecko należy do grona szczęśliwców, którzy dostali się do wybranej szkoły i klasy w rekrutacji zasadniczej. Jeszcze jutro badania lekarskie (bo wybrała technikum) i może już spokojnie wakacjować i oczekiwać na rozpoczęcie roku szkolnego 4 września. Potwierdziłyśmy wolę rozpoczęcia nauki od razu po publikacji list zakwalifikowanych 18 lipca, więc formalnością będzie odnalezienie się na liście przyjętych. Zatem ona ma luz, a ja służbowo dopiero zaczynam karuzelę. 1 sierpnia rozpoczyna się rzeźnia pod nazwą rekrutacja uzupełniająca. Nie będzie systemu elektronicznego, więc nie mam pojęcia jak jako komisja mamy sprawdzić, czy kandydat złożył wniosek do szkoły pierwszego wyboru, czy do wszystkich możliwych szkół. Powinien tylko do jednej, ale nie ma żadnego narzędzia blokującego taką nadgorliwość tudzież swoiście rozumiany spryt. No i jeżeli już uda się przetłumaczyć składanie jednego wniosku, to komisja musi działać tak, żeby jak najmniej osób zostało "pod kreską", czyli na bieżąco tworzyć listę rankingową. Po co? A po to, żeby jak najszybciej lub od razu informować rodziców kandydatów, którzy będą mieli zbyt mało punktów, aby w ciągu trzech dni przewidzianych na cały proces wycofali wniosek z danego oddziału i aplikowali tam, gdzie będą mieli duże szanse (najlepiej 100%) na bycie przyjętym. Potwierdzanie woli w rekrutacji zasadniczej trwa aż do 28 lipca, więc dopiero w piątek dowiem się, ile ostatecznie mamy miejsc w poszczególnych oddziałach na rekrutację uzupełniającą. Na pewno będzie minimum 10 wolnych miejsca w szkole branżowej - oględnie powiem, że "młodzież się nie garnie".
Z dzieciństwa pamiętam, że był serial "07 zgłoś się", ale nie oglądałam go aż do tej pory. Gdy byłam dzieckiem, to wiadomo - serial był z kategorii nie dla dzieci. A potem jakoś nie natrafiłam na powtórki. Oglądam teraz. Jest to coś niesamowitego. Zupełnie inny kosmos. Są czasem starszliwe mielizny scenariuszowe, zabiegi sprawiające, że intryga znika, a rozwiązanie sprawy "buch i jest". Ale smaczki takie jak mafia przemycająca kremplinę, brawurowe prowadzenie dużych fiatów i polonezów (bez pasów!), zaskakująco zabawne teksty, no i oczywiście abstrakcja kreacji wizerunku wspaniałej milicji obywatelskiej sprawiają, że jednak obejrzę wszystkie odcinki. Z czasem scenariusze stają się trochę lepsze, bo początkowe odcinki to czad komando.
Zatem udaję się na seans przed kolejnym tygodniem pracy. Niedziela wieczór - najgorzej.
Comments