En garde! "Fechmistrz" Arturo Pérez-Reverte

O broni białej i szermierce prawdopodobnie nie wiedziałabym nic, gdyby nie książki. Dumasa kojarzącego się z płaszczem i szpadą czytałam jednak niewiele - w nastolęctwie interesowało mnie na równi co najmniej kilka gatunków literackich, więc nie byłam aż tak wierna autorom i cyklom. No i Dumas nie wchodził w szczegóły posługiwania się bronią białą, u niego była to tak naturalna część świata przedstawionego, jakby dziś napisać, że oglądało się film na laptopie. Na szczęście wpadł mi w ręce Fechmistrz Arturo Péreza-Reverte i tak oto sprytnie przyswoiłam solidną porcję wiedzy o fechtunku.

Jaime Astarloa jest mistrzem szermierki, niezrównanym florecistą. Utrzymuje się z udzielania lekcji, jednak jego sytuacja nie jest najlepsza - świat się zmienia, mężczyźni jeżeli w ogóle decydują się na pojedynek, to zdecydwanie z użyciem pistoletów, coraz mniej rodziców uważa, że częścią edukacji potomka powinna być szermierka. Sam Jaime choć szybki i zwinny jak kot, czuje już swoj szósty krzyżyk i ma świadomość, że czasy szermierzy odchodzą powoli w przeszłość.

fech.JPG

Jeśli pomyśleliście, że niech się Jaime nie martwi - przecież jako dyscyplina sportu szermierka po dziś dzień ma się bardzo dobrze, to nic z tego. Astarloa uważa, że szermierka absolutnie nie załuguje na bycie pospolitym sportem czy hobby. Dla niego to coś znacznie więcej - to honor, reguły, styl życia, rys osobowości. Wyczuwa się w Jaimem jakiś delikatny rys Don Kichota.

Tak więc don Jaime podąża ulicami Madrytu na nieliczne już lekcje szermierki, przyjmuje ostatnich uczniów w swoim mieszkaniu, a w czasie wolnym spotyka się z kolegami w małym lokaliku nad szklaneczką, przysłuchując się lub uczestnicząc w ożywionych dyskusjach. Politycznie w Hiszpanii 1868 roku wre. Czasy są niespokojne, a gdyby pewne listy i dokumenty ujrzały światło dzienne, mogłyby wywrócić wszystko do góry nogami.

En garde! Pojawia się... baba, która chce pobierać lekcje. Wybaczcie klocuchowe sformułowanie, ale stosunek don Jaimego do kobiet jest analogiczny. Z kobietami się nie walczy, kobietom nie udziela się lekcji. Ale cóż zrobić, kiedy serce zaczyna bić mocniej, pocą się dłonie, młoda dona Adela przyciąga jak magnes. Lata wierności zasadom stanęły w zwartej grupce i grożą długimi, atretycznymi paluchami - nie, nie, nie. Chłodna logika łagodnie tłumaczy - nowe czasy Jaime, cóż po zasadach, gdy miska pusta. Serce wrzeszczy - chcesz Ją widzieć, chcesz być blisko, powiedz tak! Sytuacja dla Jaimego patowa. Na szczęście dona Adela wie, jak rozegrać tę partię.
No i intryga zawiązana. Będzie się działo. Jaimego porwie bieg wydarzeń, których w swym spokojnym życiu nauczyciela niemodnej już dziedziny zdecydowanie się nie spodziewał.

Fechmistrz nie jest lekturą łatwą. Mocno rozbudowany jest w powieści wątek polityczno-społecznych dysput, ale dzięki niemu uzyskujemy ciekawy obraz Hiszpanii drugiej połowy XIX wieku. Za to wątek dumasowskiej przygody jest zgrabny i wyrazisty. Komu spodoba się ta powieść? Ja mam dość silne konotacje z beletrystyką Umberto Eco, więc polecam Hiszpana przede wszystkim tym, ktorzy lubią Włocha.

Na język polski Fechmistrza przełożył Filip Łobodziński - świetny tłumacz z hiszpańskiego i znany dziennikarz (a także Duduś z serialu Podróż za jeden uśmiech czy straszny Antoś z filmu Poszukiwany, poszukiwana). Konsultował znakomity polski szermierz Wojciech Zabłocki.
W 1992 roku powieść została zekranizowana. Hiszpański film nosi po polsku tytuł Mistrz szpady (oryginalnie tytuł filmu jest taki sam jak tutuł powieści - El Maestro de esgrima czyli Mistrz szermierki). Ciekawe czy bohater walczy szpadą, czy jednak floretem? Niestety nie widziałam, ale będę polować.


Post powstał w ramach Tematów tygodnia #34 i poprzez broń białą nawiązuje do tematu 1. Balisong.