Zmokłam - nareszcie

Mieszkam w jakimś takim osobliwym suchym dołku. Od południa mam Wzgórza Trzebnickie, a wiadomo, że chmury skraplają się zazwyczaj po południowej stronie pasm wzniesień. Na północy znajduje się Dolina Baryczy. Wilgotność powietrza jest tam zapewne większa i często widzę po północnej stronie nieba przechodzące tam burze i ciężkie chmury deszczowe. A u nas sucho.

Codzienne spacery z psem dodatkowo zwiększają moją świadomość "niepadania". Pies jest u nas 8 miesięcy, a tylko raz wieczorem musieliśmy przesunąć spacer o dwie godziny, bo padało dość intensywnie. Kilka razy (3-4?) spacerowaliśmy w lekkiej mżawce. Skutki tej wiosennej suszy zaczynały już być widoczne. Uschła mi morela, część truskawek zasadzonych jesienią jest bardzo licha i w tym sezonie raczej nie zaowocują.

W tym tygodniu nareszcie zaczęło padać. Wczoraj wyjście z psem stało pod znakiem zapytania. Zostało przyspieszone, bo na jakiś czas przestało padać i udało się nam zmieścić w okienku pogodowym. Gdy wróciliśmy znów się rozpadało.
Dziś od rana przetoczyło się kilka skraplających się chmur, a po południu zaczęło się trochę przejaśniać. Myślałam, że już koniec padania i wyszłam z psem na spacer, ale trafił nam się jeszcze duży deszcz z małej chmury. Deszcz był bardzo ciepły, słońce świeciło, zatem była i tęcza. Optyka nadal działa, więc jest i tęcza wtórna, chwilami widoczna była również tęcza wielokrotna.