Wybuch zieleni
Pracujesz na lądzie, wypoczywaj na wodzie. Ale że biletów brak, to pozostaje opcja "obok". Na wyjazdowy spacer z psem wybrałam jak zwykle kompleks stawów Żeleźniki. Mamy swoją pętlę pomiędzy stawami Henryk Stary i Henryk Nowy. Jest to miejsce urokliwe, mało uczęszczane. Poza szlakami turystycznymi rzadko spotyka się przyjezdnych turystów, a ptakom nie robi różnicy, czy to rezerwat, czy jest wieża widokowa, czy gdzieś biegnie ścieżka edukacyjna - zawsze są jednakowo zdystansowane.
Taki weekendowy oddech był mi bardzo potrzebny zarówno po tygodniu matur i intensywnej pracy przy unijnym projekcie edukacyjnym jak i przed jutrzejszym egzaminem z angielskiego na poziomie rozszerzonym. Tradycyjnie już przewodniczę zespołowi podczas egzaminów z płytą.
A tymczasem inna dźwiękoprzestrzeń. Około godziny 10 całe stawy grały - najpracowiciej i najgłośniej nadawały żaby, ale i trzciniaki nie ustępowały zanadto pola. No i mamy prawdziwy wybuch zieleni - zeszłoroczne trzciny podrastaja już nowymi zielonymi źdźbłami i na najbardziej opornych w tej kwestii dębach są już liście. Z rzeczy już spodziewanych, a jednak ciągle trochę nie na miejscu - kwitną akacje. Kiedyś kwitnące akacje zapowiadały wakacje. W ostatnich latach jest to zapowiedź znacznie wyprzedzająca.
W pustym stawie chodziły sobie gęgawy. Nie odleciały na nasz widok. Pies już dość dawno temu zrozumiał bezsens podejmowania prób czy to zaprzyjaźniania się z ptakami, czy to pogoni za nimi, więc nigdy nie niweczy spacerów z fotografowaniem. Ciekawsze jest dla niego obwąchiwanie sąsiedztwa ścieżki. Gęgawy oczywiście patrzą, czasem przemieszczą się o kilka kroków dalej, ale panuje ogólna akceptacja obiektywu.
Na Henryku Nowym też gęgawy. Najbardziej płochliwe okazały się kaczki krzyżówki - tak, te ananasy, które w miastach podpływają chętnie i bardzo blisko po każdą karmę rzucaną przez karmicieli. Pozamiejskie krzyżówki szybko odlatują, nie ma pozowania, nie ma podglądania. Jakieś tam zdjęcia zrobiłam, ale modele byli strasznie daleko. Widziałam również łabędzie nieme, czajki, jednego perkoza, rybitwę czarną i stadko siniaków.
No i wreszcie najładniejszy dziś widoczek.
Bielik. Zdjęcie zrobiłam z jakichś 60-70 metrów. Pięciokilowe ptaszysko to nie w kij dmuchał - da się zauważyć nawet ze sporego dystansu. Nie wiem, czy uznał, że jakieś poruszające się istoty na kolejnej grobli to nieciekawe towarzystwo, czy może poczuł, że pora złapać jakiś prąd wstępujący i rozejrzeć się za obiadem. Grunt, że poderwał się z ambony i kołując systematycznie wznosił się coraz wyżej.
Pogoda rewelacyjna (słonecznie a chłodno), trasa przepiękna (po płaskim). Dojazd łatwy i dobry.
Comments