Wakacyjny półmetek

Czasem włącza mi się wewnętrzny nihilista. Na szczęście jego zainteresowania ograniczają się tylko do publikowania. Ale działa to mniej więcej tak, że nawet gdy dzieje się sporo, mam jakieś bliskie spotkania fotograficzne, jakieś skłębienie wewnętrzne wywołane obserwacją, kontrowersją, to równocześnie mam to swoje "e tam", gdy pojawi się cień myśli o spisaniu tego i owego. I nie wiem właściwie, czy taki dzień jak dziś to naturalny moment uśpienia nihilisty, czy jednak siłowo przełamuję tę etamę.

Co zatem się dzieje? Taka zwykła zwyczajność. Postanowiłam przynajmniej do końca wakacji całkowicie wyrugować z posiłków żywność wysokoprzetworzoną, dlatego dużo kroję, siekam, duszę i kiszę. Obejrzałam sobie film o dziesięciu produktach, które warto jeść codzinnie i staram się je jakoś upchnąć w posiłkach. Stąd jakieś puddingi z siemienia lnianego i kakao, sałatki z awokado, jogurt, buraki, migdały oraz ocet jabłkowy, oliwa i czosnek jako dodatki. No i klęska urodzaju ogórkowo-cukiniowa. Ogórki zaprawiam zarówno jako konserwowe jak i kiszone, cukinię staram się przejadać na bieżąco (wstążki z patelni z jajem).

Były też dwa wypady do Wrocławia i dwa do Oleśnicy. Po jednym "załatwieniowym" i po jednym przyjemnościowym. Te przyjemnościowe były bardzo relaksujące. W stolicy Dolnego Śląska obejrzeliśmy całą rodziną wystawę "1000 lat Wrocławia" w Muzeum Historycznym, a potem pospacerowaliśmy po mieście. W Dedalusie wyszperałam sobie dwie bardzo obiecujące ksiażki, dzieciaki najbardziej ucieszyły się z nowej lokalizacji sklepu z mangami (który jest teraz bardzo blisko Rynku). Miasto było przyjemnie chłodne i pustawe - gdy byliśmy w muzeum nad Wrocławiem przeszła burza i po deszczu niewiele jeszcze osób wyległo na ulice.
A propos książek. Jedna to "Bezdech" Andrzeja Barta - pisarza, którego cenię niesamowicie i nie wiem, jak to się dzieje, że nie jest on powszechnie znany. Druga (za którą zapłaciłam 2 złote) to "Wyrafinowane techniki spożywcze", a jej autorem jest Wiktor Kubica Zgrunia. Po lekturze napiszę o niej na pewno, bo mam jakieś takie swędzenie w palcach i zaintrygowanie w swojej całości człowieczej.

Do Oleśnicy pojechałam trochę jako kierowca. Córka bardzo chciała znów odwiedzić tamtejszy second-hand, tym razem z koleżankami. Zatem w miłym towarzystwie trzech trzynastolatek odbyłam wycieczkę ciuchową. Miło mi, że zostałam wybrana na rodzica-dowoziciela. Dziewczyny w second-handzie buszowały po swojemu - w oversize'ach i topach, a ja trochę wbrew swoim spodniowym ciągotom - w sukienkach. Tak - ciągle mielę w głowie to, że koleżanka nie poznała mnie, bo miałam na sobie sukienkę. Nie lubię "nigdy" ani "zawsze" (zawsze nosi spodnie), więc przeglądałam te sukienki aby zwiększyć posiadane zasoby, ale w second-handach to tak nie działa. Kupiłam bluzę i t-shirt. Potem wstąpiłyśmy jeszcze na lody.

Postanowiłam nasuszyć nieco ziół na zimę i przygotować mieszanki herbaciane. Mam już trochę melisy i szałwii, suszę teraz miętę i skórki jabłek (jabłka zresztą też). Zaczęła już dojrzewać czarnuszka - wczoraj wysypałam ziarenka z kilkunastu suchych mieszków. Ale nadal mam czarnuszki kwitnące i takie z niedojrzałymi jeszcze mieszkami. Będzie tego trochę.

Na jutro mam kolejkę zadań. W sobotę pojechałam z dziećmi zrobić zdjęcia do dowodów osobistych, ale zakład fotograficzny był nieczynny - "Przepraszamy". Zatem jutro drugie podejście do zdjęć i może od razu złożenie wniosków w urzędzie. Ale to dopiero po południu, bo z rana muszę pójść do pracy, aby wydrukować listy przyjętych do szkoły. Potem mamy spotkanie z pozostałymi członkami komisji rekrutacyjnej i o godzinie 12:00 listy "zawisną". Pisałam Wam już, że w tym roku rekrutacja jest trudna ze względu na 1,5 rocznika kandydatów. 2 sierpnia rusza rekrutacja uzupełniająca, w której weźmie udział naprawdę duża grupa niezakwalifikowanych i nieprzyjętych dotychczas nastolatków.

Do kolejki zadań dopisuję jeszcze sprawdzenie w sklepie "Kwiaton" dostępności akcesoriów do wyrobu piwa, opłaty za internet i gaz oraz koniecznie wieczorny PUD. Napisałam, więc liczę, że nie zapomnę.

Jakieś takie mało wakacyjne te moje wakacje, ale "cieszmy się tym, co jest". Mam nadzieję, że u Was więcej relaksu i laby. :)