Śnieżaki

Pies i kot. Spontaniczna radość "śnieg, śnieg!" i stoickie "śnieg ... (ziew)". Ekscytacja i dystans. Dzikie galopady, rycie nosem w puchu i siedzenie na udeptanym, niechętne stąpnie z wysokim unoszeniem łapek. Reakcje na chwilową białość bardzo różne.

Poręczne patyki do aportowania zasypane - "porzucaj mi chociaż to". Wspaniała sprawa, cudowna zabawa, idealne warunki.
Co na to kot? Posiedzi, popatrzy, a następnie majestatycznym krokiem uda się do swoich drzwiczek i poczeka w oranżerii aż pani skończy te wygłupy i wszyscy wrócą do suchego i ciepłego domu, gdzie można zalegać w wielu ciepłych i miękkich miejscóweczkach.

A co tam w życiu ogólnym? Zgłosiłam zapotrzebowanie na szerokopasmowy dostęp do internetu przez stronę internet.gov.pl. O ile mnie pamięć nie myli, brałam wcześniej udział w trzech różnych badaniach dotyczących tego samego zagadnienia oczywiście jako wysoce zainteresowane światłowodem gospodastwo domowe. Widocznie moje wcześniejsze zgłoszenia nie miały dostatecznej powagi ani wagi, bo jest ciekawostka. Ulicę dalej kończy budować dom znajoma inwestorka. No i wiadomo - dom prawie gotowy, trzeba rozejrzeć się za internetem. Inwestorka zadzwoniła do największego ogólnokrajowego dostawcy zasobnego w światłowody i dowiedziała się tam, że z całego osiedla NIKT NIGDY nie zgłaszał zainteresowania. A ja w całym swoim życiu nie byłam na żadnej poczcie.
Zatem zgłosiłam zapotrzebowanie po raz czwarty, a znajoma inwestorka na razie tak samo jak i ja będzie korzystać z internetu dostępnego drogą radiową od lokalnego dostawcy. Dlaczego? Na mapie dostępnej na wspomnianej stronie internet.gov.pl osiedle nasze jest szarą plamą i jedyną częścią miasteczka, gdzie szerokopasmowego netu nie ma. Porobiło się tak dlatego, że osiedle powstało w dość nieszczęśliwym momencie. Telefony komórkowe stały się powszechne i żadna TP S.A. czy inny ktokolwiek, kto w latach 2005-2015 zajmował się telefonią "po kablu" nie uznał za stosowne ani opłacalne położyć odpowiedniej instalacji. Tym bardziej po roku 2015, gdy zakończono prace drogowe i pojawiły się jezdnie i chodniki. W innych częściach miasta światłowód został położony z wykorzystaniem studzienek i całej podziemnej infrastruktury telefonicznej, a u nas lipa. No ale bądźmy dobrej myśli - może kiedyś.

"Proszę wstawić się z dzieckiem na szczepienie". Takie wezwanie wystosowała lokalna przychodnia. Wstawię się. Ciekawe to wezwanie - koperta zaadresowana do mojego dziecka, w środku wezwanie skierowane do mnie. Żadnej daty, nie wiadomo czy walić jak w dym, jakiejkolwiek daty "wstawienia" brak, pieczątka przychodni akurat w tej części gdzie podano telefon nieczytelna. Fajne wezwanie, takie nie za konkretne.

Teraz zima udaje nie wiadomo jaką (choć pewnie ten śnieg lada moment stopnieje), a zarówno kotu jak i psu usuwałam już pierwsze w tym roku kleszcze. W styczniu kleszcze aktywne - to już zakrawa. Pies dostanie nową obrożę a kot nie wiem - obróżek nie znosi, zresztą lubi spać z człowiekami, więc też nie za dobrze to wdychać. Pewnie będę go nacierać ręczniczkiem, bo nie cierpi spryskiwania bezpośredniego.

W tym tygodniu trzy dni miałam wyjęte na część praktyczną egzaminu zawodowego. Odbyło się sześć tur - po dwie każdego dnia. Tym razem pełniłam obowiązki opiekuna pracowni na pięciu kolejnych turach, na ostatniej obowiązki przejął kolega informatyk. Pierwsza tura o 8:00, więc zaczynałam o 7:00. Druga tura o 12:30, więc mniej koniec mniej więcej o 15:30 lub 16:00. Zdający mieli 180 minut na wykonanie zadań egzaminacyjnych, zdający z dostosowaniem 210 minut. Mam nadzieję, że zda jak najwięcej uczniów. Zdawali dwie kwalifikacje: zarządzanie kampanią reklamową i wykonywanie przekazu reklamowego. Z pierwszej wychodzili zadowoleni, sporo osób skończyło przed czasem, druga kwlaifikacja była bardziej pracochłonna. W obu aby zdać, należy uzyskać wynik minimum 75%.

Potrzebny był mi jakiś weekendowy reset, więc dziś trochę poczytałam "Empuzjon", trochę poodśnieżałam, był spacer z psem (widziałam cztery łabędzie krzykliwe), a wreszcie internety i królicza norka - "Szopka dla reportera". Dowiedziałam się o istnieniu mecenasa Kaszewiaka.

Bardzo pyszny był herbaciany kalendarz adwentowy Irving. Nie wiem, czy dużo tego naprodukowali, ale mam nadzieję, że gdzieś na jakimś regale wyprzedażowym w owadzim dyskoncie jeszcze moje oko wypatrzy a ręka wygrzebie. No bo co to w ogóle ma być? W kalendarzu się daje na saszetki takie herbatki jak biała melonowa ze śliwką, czarna wiśniowa z kardamonem czy zielona mango z grejpfrutem, a ja się pytam, gdzie są całe pudełka takich herbat.

Chyba tyle. Do następnego!