Poszłabym do... kiosku.

Dlaczego zniknęły kioski? Czy każdy sklep musi być "wchodzony"? Wiem, że większość osób po zakupy jeździ samochodem, że reklamy sugerują nam pewne zachowania (jak sobota to ... parking ram pam pam pam), ale co z niszami? Czy nisze w handlu nie mają już sensu?

Po raz kolejny złapałam się na tym, że odczuwam brak kiosków. Czasem późnym popołudniem okazuje się, że jakiś produkt spożywczy dziwnie szybko "wyszedł" i idealną okazją do uzupełnienia braku byłby spacer z psem. Wiecie - mleko do płatków na rano, masło, jakieś takie śniadaniowo-szkolno-pracowe sprawy, a czasem jakieś chętki - paczka proszku do pieczenia, bo ktoś ma smak na ciasto z garnka, puszka tuńczyka na kolację, jakaś słona przekąska do wieczornego filmu.

Pod sklepem "wchodzonym" nie zostawię psa, nie zostawiłabym również, gdyby nie było to niezgodne z prawem. Idealnym rozwiązaniem byłby kiosk. Kiedyś rozmawiałam z koleżanką o tym, że w naszym miasteczku poznikały zupełnie kioski. Powiedziałam wtedy, że chętnie przespacerowałabym się nawet 2-3 kilometry (czyli opcjonalnie nawet na drugi koniec miasta albo do sąsiedniej wsi), bo i tak idę z psem, a kupiłabym jakiś brakujący produkt. A koleżanka stwierdziła, że jej również bardzo brakowało kiosków, gdy jej dzieci były małe. Jest mamą bliźniaków, na spacerach z dziećmi bywała codziennie, a trudno jej było zrobić po drodze nawet podstawowe sprawunki.

Myślę, że z kiosku zapewne chętniej korzystałyby osoby kończące jakąś aktywność sportową. Mi zawsze było niezręcznie wstąpić do sklepu po bieganiu, bo jednak z intensywnym wysiłkiem fizycznym wiąże się pewna nieświeżość, czy po nordic walkingu, gdy wprawdzie byłam lekko tylko zmęczona, ale dzierżyłam ze sobą kijki.

W moim miasteczku bodajże 2 lata temu zniknął ostatni kiosk. Oferował prasę oraz typowy asortyment kioskowy - papierosy, napoje w małych butelkach, pewien wybór słodyczy, długopisy, zabawki. Przetrwał przebudowę skrzyżowania na rondo, uległ wówczas pewnej relokacji, ale pewnego dnia po prostu zamiast kiosku zobaczyłam betonowy prostokąt obok chodnika. A kiedyś kiosków było kilka. Pamiętam jeszcze drugi kiost z prasą, jeden z prasą i artykułami spożywczymi, dwa typowo spożywcze (jeden z nich jako pierwszy w miasteczku miał w sprzedaży gumę Turbo) i po jednym z kwiatami i z pieczywem. A teraz okrąglutkie zero.

Trudno wyobrazić sobie market bez parkingu, rozwija się segment sprzedaży drive-thru (zaczęło się od popularnych sieci fast-foodowych, a są już apteki, piekarnie). Dostrzegam potencjał w sprzedaży walk-by.
A może to tylko moje zachcianki? Może kioski nie mają już większego sensu? Poszlibyście do kiosku?