Niedźwiedzi cyrk
Wracam z pracy. Przy drzwiach wita mnie straszliwie stęskniony pies, który natychmiast rozwiązuje mi sznurowadła butów. Nie wiem, skąd mu się to wzięło. Mam ściągnać buty i już. I na razie nigdzie nie łazić - być z pieskiem w domu, tworzyć stado. Dzieci wracające ze szkoły również mają rozwiązywane sznurowadła.
Co robisz? Jesz coś? Mam wstać?
Pies skończył osiem miesięcy. Jest teraz trochę ciemniej umaszczony. Sczerniała mu sierść.
- Panie doktorze, czernieją mi stopy.
- A próbował pan je myć?
- A to pomaga?
Na stopy pomaga, na psią sierść nie.
Pies uwielbia kota i zabiega wszelkimi siłami o jego akceptację. Kocia akceptacja na razie ogranicza się do popijania wody z psiej miski (gdy akwarium jak na złość ma założoną pokrywę) i pozwalania na podziwianie kociego życia. Pies cieszy się tym co jest i spokojnie układa się na podłodze celem podziwiania jedzenia, prucia kartonu tudzież kociego polegiwania tu i tam.
Ostatnie alerty RCB i kiepska pogoda zbiegły się ze zwiększeniem pojemności psiego pęcherza. Nie musimy już wstawać o świcie, bo pies prosi o wypuszczenie dopiero około ósmej a nawet dziewiątej. No chyba że...
Kot czuje już wiosnę i trochę go nosi. Oczywiście jest obecny na kolacji, nawet trochę poleguje wieczorkiem w łóżku. Ale około godziny dwudziestej drugiej zazwyczaj prosi o wypuszczenie. Niech się realizuje - idzie sobie w kocich interesach, gdyby pogoda się załamała, to ma przecież kocie drzwiczki do oranżerii. No i właśnie te kocie drzwiczki są przyczyną pobudki.
Pies oczywiście wszystko usłyszy i wszystko wywęszy. Jak usłyszy i wywęszy, to przecież musi pójść sprawdzić, bo pękłby z ciekawości, a poza tym on tu pilnuje i musi wiedzieć wszystko, zawsze i o wszystkim. Kot jak Zbyszko z Moralności pani Dulskiej wraca z lumpienia się bladym świtem, czyli mniej więcej szósta z minutami. Stuk! Puka magnesik w kocich drzwiczkach. Pies już na nogach. No i niechby sobie był. Ale nie! Pies zaczyna piszeczeć, bo w oranżerii siedzi kot. Za szybą! Pies wcale nie chce wyjść do kota, nie chce wyjść do ogródka. Popiskiwanie oznacza konkretnie: Wpuście kotka! Wpuście kotka!! Wpuście kotka!!!
Wstaję, wpuszczam, nastaje cisza i spokój.
Pudełko-kotełko
Kot rządzi, kot ma wszystko.
Trzech profesorów rozmawia, co lepsze - mieć żonę, czy mieć kochankę. Pierwszy zachwala uroki małżeństwa - żonę dbającą o domowe ognisko, załatwiającą codzienne sprawy. Drugi rekomenduje kochankę - można się spotykać, kiedy ma się ochotę. A trzeci mówi: - Najlepiej mieć i żonę i kochankę. Żona myśli, że jestem u kochanki, kochanka myśli, że jestem i żony, a ja sobie tymczasem tup-tup-tup - do biblioteki.
Mąż myślał, że to ja, ja myślałam, że to mąż, a tymczasem...
Małżonek przeczytał o walorach oleju kokosowego jako środka do czyszczenia zębów i masażu dziąseł. Postanowił spróbować, poprosił o porcyjkę oleju. Nałożyłam łyżkę specyfiku do filiżanki, mąż ustawił to sobie na szafeczce łazienkowej i rozpoczął stosowanie. Następnego dnia zauważył, że olej jest dziwnie rozgrzebany i jest nim ubrudzona umywalka. Uznał, że to ja postanowiłam wypróbować działanie i śpiesząc się rano do pracy byle jak nagarniałam olej na szczoteczkę. Wprawdzie zdziwił się, że zużyłam większość oleju, a nie zabrałam filiżanki do umycia i napełnienia, ale zwalił dziwne zachowanie na pośpiech i sam umył naczynko i nałożył świeżą porcję oleju. Po powrocie z pracy myłam ręce i co widzę - rozgrzebane resztki oleju i zabrudzenia na umywalce. Pomyślałam, że małżonek coś zamaszyście ten olej stosuje, no i bez sensu zostawił pustą filiżankę na umywalce. Oczywiście już oczyma wyobraźni widziałam, jak bierze z kuchni kolejną i kolejną filiżankę, a w łazience rośnie kolekcja. Zgarnęłam zatem naczynko do umycia i nałożyłam świeżą porcyjkę oleju. Przed spacerem z psem wchodzę do łazienki, a tam...
kot sobie siedzi przy filiżance, wygarnia łapką olej i ze smakiem oblizuje łapkę. Najpierw mój mózg odnotował sprawę drugiego rzędu - dlaczego kot je z łapki, zamiast normalnie zapakować głowę i wylizywać. A potem dotarła do mnie kwestia zasadnicza - kot je olej kokosowy! Po konfrontacji z małżonkiem i kotem wykryliśmy, że tak oto zjadł trzy porcje.
Między ciszą a ciszą sprawy się kołyszą
Siedzę na podłodze przy krewetkarium. Oczywiście z zadowolonym psem (pani siedzi, bardzo dobrze), również siedzącym na podłodze i niezadowolonym kotem (zamknięta pokrywa, bardzo niedobrze), siedzącym dla odmiany na szafce tuż przy szybie akwarium.
Krewetki nioski noszą jajka, samce pływają. Jajeczka są coraz ciemniejsze. Widać już te oczka, czy nie widać? Panuje spokój, cudownie jest - jak podczas rejsu po Wiśle. Pracujesz na lądzie, wypoczywaj na wodzie, czy tam obok wody.
Krewetkarium to zen, harmonia, koło życia. A tymczasem w dużym akwarium...
Jazda, jazda, jazdaaa...
są tacy, którzy wiedzą, jak się wozić. Krewetka jeździ na helmecie. Ja tu jestem kierownikiem tej szatni, nie mamy pańskiego płaszcza i co Pan nam zrobi?
Tu jest za dużo chaosu. Ryby się kręcą bez sensu, ciągle by coś jadły. Gupiki szalone sie namnożyły. Jak żyć premierze, jak żyć. Prowadzimy teraz równoległą hodowlę rozwielitek, bo rozwielitki potrzebne są.
Niedźwiedzi cyrk.
Comments