"Madame", Antoni Libera - z biblioteki szkolnej

Ostatnio byłam rzadszym gościem w bibliotece publicznej. W czasie jej całkowitego zamknięcia wróciłam do ulubionych tytułów z domowego księgozbioru, a gdy sama zakończyłam etap pracy zdalnej i wróciłam do "mojej" biblioteki szkolnej, korzystałam głównie z jej zasobów. Od rozpoczęcia tam pracy odświeżałam sobie lektury szkolne, które są obecnie obowiązkowymi, a potem przyszła pora na kilka tytułów, które lekturami były, a już nie są. I tak trafiłam na powieść, która okazała się taką moją dziesiątką (w skali od 1 do 10), a co do której jednocześnie mam przekonanie, że nie była to dobra kandydatka na listę lektur szkolnych. Tą książką jest Madame Antoniego Libery.

Jednym z moich najulubieńszych pisarzy jest Umberto Eco. W książce Antoniego Libery, choć bardzo od Imienia róży odległej fabularnie, znalazłam wiele nitek wiążących twórczość obu pisarzy. Madame jest powieścią erudycyjną - z fantastycznymi rozwinięciami, bogatymi dygresjami, jest "opowiedziana" tak, jak opowiada się historię, którą pragnie się przekazać komuś w pełni.
Autor-narrator Antoni, tak jak Adso z Melku, opowiada o wydarzeniach z przeszłości, z perspektywy czasu. Spisując historię ma zatem wiedzę o tym, jakie były konsekwencje wszystkich decyzji, świadomość tego, jak się zmienił, ma też dużo sympatii i zrozumienia dla młodszego siebie.

Kim jest tytułowa Madame? To młoda pani dyrektor liceum, w którym uczy się (w klasie czwartej) bohater książki. Zanim rozpocznie się jej wątek, dowiadujemy się nieco o Antonim - opowiada on o swoich nastoletnich poszukiwaniach artystycznych, o szkolnym zespole grającym jazz (o, jaka piękna tragedia), o grupie teatralnej, z którą jednocześnie odnosi spektakularny sukces i najada się sporo palącego wstydu. Wiemy, że pochodzi z inteligenckiej rodziny, w której słucha się Wolnej Europy, nie wierzy w w peerelowską propagandę, inwestuje się w edukację - Antoni uczęszcza na prywane lekcje fortepianu, uczy się francuskiego, wyjeżdża w góry. I nagle w szkole pojawia się właśnie Madame la Directrice - po parysku elegancka, młoda (32 lata), wymagająca, dość oschła, ale i niezwykle sprawiedliwa w ocenianiu. Ma przekształcić szkołę w placówkę z wykładowym francuskim i zaczyna uczyć również w klasie Antoniego. U Eco mamy średniowieczne śledztwo, u Libery bohater również śledzi - próbuje odkryć, kim jest Madame, dowiedzieć się o niej jak najwięcej, aby w ten sposób spróbować zbliżyć się do tej kobiety, która zaczyna go fascynować.

A jest to postać naprawdę fascynująca. Nie tylko powierzchownością, ale przede wszystkim aurą tajemnicy. Jak w tak mocno upolitycznionych czasach (druga połowa lat sześćdziesiątych) udało jej się zostać dyrektorką? Czy należy do partii? Jaki jest jej stan cywilny? Co napisała w swej pracy dyplomowej o Simone de Beauvoir? Doskonały francuski wskazuje na to, że musiała bywać za granicą. Jak to możliwe, skoro tak trudno o paszport?

W powieści jak w życiu - część tajemnic uda się odkryć, część nie. Pewne słowa zostaną wypowiedziane, niektóre nie.
Dla mnie części "dopełniające" - o Racinie, o wojnie domowej w Hiszpanii, o wyjeździe na konferencję naukową, o Joannie Schopenhauer i inne krótsze dygresje i gawędy głównego bohatera i innych postaci to wspaniałe "smaczki" tej powieści. I tu też widzę podobieństwo Libery i Eco - obaj tak samo budują wciągającą miąższość powieści, czyli coś, czego w literaturze szukam.

Dlaczego uważam, że nie było dobrym pomysłem umieszczenie tej powieści na liście lektur? Sprawdziłam opinie czytelników na lubimyczytac.pl i w kilku dyskusjach na forach - dla wielu książka ta jest męcząca, przegadana, a bohater niewiarygodny. Taka również byłaby dla większości nastolatków - ot, kolejne 400 stron lekturowego dopustu bożego. Lepiej aby po tę powieść sięgnęli z własnej woli wyłącznie zainteresowani czytelnicy, niż aby młodzież zapamiętała ją w sposób tak trywialny jak streszczenia krótkie na bryk.pl i nie wróciła do niej nigdy, tak jak nie wraca do "Lalki" czy twórczości Josepha Conrada. Piętno lektury szkolnej. Na szczęście Madame jest już od niego wolna.

Bardzo się cieszę, że trochę z ciekawości i niejako z obowiązku bibliotekarskiego sięgnęłam po tę książkę. Już dawno nie miałam w ręku tak dobrej powieści - napisanej przepięknym językiem, ciekawej, rozwijającej czytelnika i zostawiającej w głowie ślad.