Kto u kogo?

Najpierw człowiekocentrycznie pomyślałam "ale duża purchawka u nas rośnie". A potem nastąpiło zawahanie - u nas? Czy to nie raczej my - ludzie zamieszkaliśmy w siedlisku purchawki? Przecież grzybnia żyje tutaj prawdopodobnie od lat. Nigdy nie naruszaliśmy gleby na większej powierzchni, niż było to niezbędne, więc pokojowo koegzystujemy.

Przy okazji - tak wygląda z bliska "wybieg" czyli nietrawnik. Trawy trochę jest, ale są i szczawie, krwawniki i moje ulubione kosmaczki pospolite. Wybieg w tym sezonie był koszony cztery razy, ostatnio w sierpniu. Ostatnio było chłodno, więc rośliny już nie wybujały (w przeciwieństwie do grzyba).
A propos kosmaczków. Kosmaczek czyli niedośpiałek kwitnie na żółto - jest trochę podobny do mniszka lekarskiego, tyle że w wersji mniejszej i chudszej. Bardzo lubię kwiatki na wybiegu, więc gdy w internecie czytam, że "w ogrodach jest kłopotliwym chwastem, psującym wygląd trawników", to naprawdę nie zależy mi na posiadaniu czegoś tak nijakiego jak trawnik.

Odwiedziłam dziś urząd miasta i gminy, bo wraz z zawiadomieniem o podwyższeniu stawki obowiązkowych opłat za gospodarowanie opłatami otrzymałam ulotkę z informacją o możliwych ulgach. Dużej rodziny nie mam, ale od lat kompostujemy, a za kompostowanie teraz można uzyskać 1,5 złotego obniżki za osobę w gospodarstwie domowym. Zatem szalone 6 złotych w przypadku naszej rodziny. Bardzo ciekawa polityka - taka raczej niezachęcająca. Zresztą od dawna znany mi jest stosunek sąsiadów do kompostowania - "a po co?". Bioodpady to dla większości osób to samo co śmieci i 3 czy 6 złotych na pewno nie skłoni nikogo do kompostowania. Zwłaszcza że na osiedlu wciąż są bardzo atrakcyjne "opcje" wypieprzenia gałęzi z przyciętych iglaków i trawy z kosza kosiarki na niezabudowane jeszcze działki. Podejście w stylu "u mnie ma być ładnie", a za płotem to już obojętnie.
Do urzędu wybrałam się wraz z mężem w razie konieczności złożenia dwóch podpisów, po wspólność ustawowa małżeńska. Pani w urzędzie sprawdziła, że poprzednią deklarację podpisałam ja (jako członek reprezentant chyba), więc i tym razem wystarczę ja. Deklarację wypisałam na miejscu - nie było innych interesantów, pani zajmująca się tymi atrakcjami od razu sprawdziła i przyjęła.

Przy okazji bytności w centrum miasta zakupiłam 2 kilogramy siemienia lnianego. Na zapas. Mielę i jem codzienne, a tańsze raczej nie będzie. W porównaniu z innymi sklepami cena jest jeszcze bardzo atrakcyjna, bo 7,50 za kilo. W tym samym sklepie paczkowane mielone siemię lniane kosztuje 7,60 za opakowanie zawierające 200 gramów. Nic tylko mielić i paczkować.

Dziś w nocy o 3:03 zaczyna się astronomiczna jesień.