Ja i kryptowaluty [Konkurs pl-publikacje]

Gdyby ktoś dwa lata temu powiedział mi, że będę uzyskiwać dochody z kryptowalut, postukałabym się w czoło. Ja i giełda? Bardzo skomplikowane. Ja i jakaś specjalna giełda walut wirtualnych? Nie ma najmniejszych szans. Wprawdzie chętnie i często korzystałam z internetu, czytałam, oglądałam, miałam konto na Naszej Klasie i Facebooku i od pewnego czasu tworzyłam mały blog historyczny, na którym zamieszczałam przedwojenne zdjęcia mojego miasteczka i ciekawostki historyczne, ale to nic niezwykłego - przecież ponad dwie trzecie dorosłych Polaków korzysta z sieci, a co piąty internauta też pisuje, wrzuca zdjęcia, publikuje filmiki. Nie wiedziałam, do czego mogłyby mi służyć tajemnicze waluty wirtualne. Co właściwie miałabym za nie kupować? Dokąd przesyłać? A co będzie, jeżeli zgubię jakieś klucze prywatne? Stracę realne pieniądze, bo przecież te kryptowaluty trzeba kupić. Podobno kryptowaluty można było również „wykopywać”, ale uznałam to za bardzo skomplikowane zagadnienie.
W tym czasie mój mąż zachęcił mnie do założenia konta na nowej platformie blogowej. Akurat Interia informowała o tym, że zamyka swoją usługę dla blogerów, więc uznałam, że właściwie mogę założyć konto. Postanowiłam zabezpieczyć się na wypadek, gdyby okazało się, że portal, na którym umieszczam swoje zbiory ciekawostek historycznych też rezygnuje z blogów. Nowa platforma była, o zgrozo (serio – tak wtedy myślałam), oparta o nową technologię blokową i funkcjonowała w oparciu o własną kryptowalutę – Steem. Uznałam, że konto niech sobie będzie, ale ja w wirtualne waluty nie będę się wdawać. Do czasu. W grudniu zeszłego roku Onet ogłosił, że zamyka swoje blogowisko. Nie chciałam rezygnować ze swojego małego hobby, więc postanowiłam spróbować tych nowinek technicznych, zwłaszcza że gwarantowały, iż tekst nigdy nie zniknie z sieci, bo nie jest zapisywany tylko w jednym miejscu.

Na blogu publikowałam materiały historyczne dotyczące mojego miasteczka.
Jak duże było moje zaskoczenie, gdy okazało się, że na platformie działają kategorie językowe, a Polacy tworzą jedną z najlepiej zorganizowanych i wspierających się społeczności. Poprzez nowe blogi poznałam mnóstwo fantastycznych osób, starszych i młodszych, mieszkających w Polsce i za granicą, humanistów i umysłów ścisłych, publikujących artykuły popularnonaukowe, przepisy kulinarne, ciekawostki ze swojego życia w innych krajach, relacje z podróży, przemyślenia, opowiadania i wiersze. Zaskakująca była bardzo wysoka jakość tekstów i poziom dyskusji w komentarzach – użytkownicy naprawdę wymieniali argumenty, nie hejtowali, pomagali początkującym.
Okazało się, że cały mechanizm kryptowalutowy nie jest wcale trudny. Powiązanie z wirtualną walutą pozwala użytkownikom wynagradzać najlepszych autorów. Nie trzeba wpłacać żadnych pieniędzy – wystarczy czytać, głosować i zależnie od weny umieszczać własne posty. Nie ma moderatorów ani administratorów. Gdy pojawia się wpis, który łamie prawo – jest plagiatem, oszustwem, zawiera obelgi, użytkownicy sami przyznają flagi, czyli głosy ujemne. Wpis przestaje być wtedy widoczny, a osoba, która go zamieściła traci reputację. Platforma przelicza wartość wpisu na dolary. Trzy czwarte kwoty trafia do autora, a jedna czwarta jest dzielona pomiędzy głosujących, którzy uznali, że wpis jest wartościowy. Zależnie od tematyki, oryginalności, talentu literackiego autora, czy przydatności opublikowanych informacji wpisy zarabiają od kilku do kilkudziesięciu dolarów. Na przykład ciekawa recenzja piwa zarobiła niedawno 8$, a mój wpis o historii lokalnej linii kolejowej zebrał aż 16$. Czy to dużo? Dla mnie tak, ale zdecydowanie bardziej cieszy zainteresowanie czytelników i ciekawe komentarze.
W ostatnich miesiącach zmieniło się polskie prawo. Jest już konstytucja dla biznesu, która pozwala na działalność nierejestrowaną, czyli regularne pisanie bloga i uzyskiwanie z niego przychodu do 1050 złotych miesięcznie. Zapadł wyrok w sprawie opodatkowania kryptowalut i wiadomo już, że gdy zamienię je na złotówki, to w rocznym zeznaniu podatkowym umieszczę przychód ze sprzedaży praw majątkowych. Oznacza to, że moją blogową kryptowalutę mogę łatwo i legalnie zamienić na złotówki. I to całkiem sporo złotówek.
W polskiej społeczności Steemit publikuje już bardzo liczna grupa osób. Ja reprezentuję nieco starsze pokolenie, nieco więcej jest nastolatków i młodych dorosłych. Wiem już, że kryptowalut nie trzeba się bać – doskonale sprawdzają się jako wynagrodzenie za pracę wykonaną w internecie, są legalne i całkowicie transparentne. Nie da się ukryć żadnych działań – wszyscy mogą zobaczyć kto na kogo głosował, kto komu przesyłał kryptowalutę, kto i kiedy publikował. Bardzo łatwo jest odróżnić wszystkie oszustwa i piramidy finansowe – uczciwe platformy nigdy nie oczekują żadnych wpłat i aby zarabiać wystarczy być aktywnym użytkownikiem.

Tekst napisany dla "Kropka TV", brak odzewu redakcji. :)
Comments