Dobre, bo ze świata. Jeszcze lepsze, bo lokalne.

Hopsa matula, czosnek, cebula...

Świat zrobił się mały jak przysłowiowy Pcim Dolny. Na wyciągnięcie ręki mamy homary, steki z rekina, szynkę parmeńską, liczi, świeże figi, wasabi, jalapeño. Historia pokazuje, że do takiego handlowego dobrostanu dążyliśmy przez wieki, tego pragnęliśmy. Przyprawy, alkohole i inne dobra małopsujne od setek lat pływały sobie statkami. Oj, mógł się armator wzbogacić na udanym handelku dobrami kolonialnymi. Nawet te niepsujące się i dobrze znoszące transport dobra takie jak pieprz, kawa, herbata (ona wprawdzie sfermentowała po drodze, ale okazało się, że czarna też jest dobra) były swego czasu rarytasem i luksusem. Cena za kilogram lub gram odzwierciedlała trudy niebezpiecznej morskiej żeglugi po dobro, cenę zakupu w dalekich krajach, załadunek, niebezpieczną żeglugę powrotną, rozładunek, dostarczenie wspaniałości do odbiorcy. Najpierw trafiały tylko tam, gdzie trzos kuchmistrza był odpowiednio ciężki, czyli na stoły królewskie i najwyższych hierarchów kościelnych. Powolutku, powolutku, gdy szlaki handlowe zostały przetarte, wyprawy były mniej ryzykowne, statków po morzach pływało więcej, rarytasy z krain zamorskich troszkę potaniały – kupić je mógł bogaty mieszczanin, arytstokrata z niewielkim mająteczkiem. Kolejne stulecia to coraz większe statki handlarzy i coraz większe plantacje producentów. W końcu napęd parowy i spalinowy, masowa produkcja. Jednak nawet czasy pomarańczy płynących statkami na święta odeszły już w mroki wieków lekkopółśrednich zwanych potocznie PRL-em. Dziś wiele produktów po prostu lata samolotami.

Fajnie jest móc codziennie kupić banany z Ekwadoru, awokado z Chile, kiwi z Chin, kakao z Wybrzeża Kości Słoniowej. Ale czy naprawdę czosnek musi być wieziony z Chin, ziemniaki z Izraela i brzoskwinie z Hiszpanii? Firmom handlu międzynarodowego jakoś musi się to opłacać, ale czy targanie z Chin tego biednego czosnku (o którym niegdyś krążyły rakotwórcze plotki) jest w porządku? Czy na takie akcje powinniśmy przeznaczać siły, środki i paliwa kopalne? Czy gdy dane dobro występuje tu – u nas, nie lepiej byłoby aby trafiało na nasze stoły?
Pytania retoryczne. Hiszpańskie truskawki są w sklepach wcześniej niż polskie. Ziemniaki z Wielkiej Brytanii być może były w marcu tańsze od polskich, brzoskwinie z Bułgarii są większe. Tak to jest z owocami i warzywami – a to gdzieś wcześniej, gdzieś później, gdzieś czerwieńsze, gdzieś słodsze. Transportujemy również mięso, ryby, gotowe wyroby, przetwory, przyprawy wszelakie. One wzbogacają kuchnię, są inne, smakują, chcemy je mieć. Zawracanie kijem tej rzeki smaków nie ma sensu.

Jednak ten kij, co to nie będziemy nim zawracać, ma dwa końce. Rozmawiałyśmy sobie ostatnio z @pkocjan na czacie o tym, że praktycznie wszystko jest wszędzie, że trudno dziś o wyznaczniki odbycia podróży. Gdy ktoś częstuje nas piernikami, raczej nie zakładamy, że właśnie wrócił z Torunia, bo w każdych delikatesach są pierniki toruńskie, a w każdym dyskoncie są jakieś pierniki. Gdy na stół trafia kiełbasa beskidzka, to uwierzcie, srogim rozczarowaniem będzie odkrycie jej prawdziwego pochodzenia (wcale nie Beskidy, a zakłady mięsne w Wielkopolsce).

Zatem w czasach, gdy wszystko jest wszędzie, tęsknimy trochę za czymś ekstra. Czymś, co może być takim naszym rarytasem z podróży. Szukamy czegoś, czego u nas nie ma. Również w skali wyłącznie naszego kraju. Co przywieźć z wycieczki lub podróży służbowej do Krakowa? Ktoś powie, że obwarzanki, ale jednak obwarzanki się już trochę po kraju rozlazły. Ja powiem, że makaroniki, bo zapamiętałam je z Krakowa, a u mnie nie ma takich w żadnej cukierni. Co z Zakopanego? Ktoś powie, że oscypki, ale uwaga, żeby nie trafić na podrabiane, bo są i takie. Ja powiem, że może lepiej żurawinę, a może bundz.

Odpowiedzią na potrzebę istnienia tych unikalnych, lokalnych, nierozwleczonych na kraj czy świat cały smaczków jest moda na produkty lokalne, regionalne, tradycyjne. Za modą podążyła nawet certyfikacja takowych. Nasze Ministerstwo Rolnictwa i Rozwoju Wsi od macochy nie jest i też listuje produkty tradycyjne. Czym chata bogata i hulaj dusza, bo na listę trafić mogą produkty mięsne (w tym rybne), mleczne, warzywa, owoce, wyroby piekarnicze i cukiernicze, oleje i tłuszcze, miody, napoje, dania gotowe i inne produkty. Czegoś brakuje? No raczej nie – jest przecież kluczowe i inne. Na liście znajduje się 1636 produktów. Najbogaciej jest w województwie podkarpackim – mają aż 213 produktów regionalnych. Najskromniejsze w tym względzie województwo to zachodniopomorskie z 39 produktami.
Jakie frykasy znajdziemy na tej liście? Przedstawię tu tylko garść wybranych – ot tak, dla narobienia apetytu. Kołacz Ormian kuckich, kamiennogórski ser pleśniowy, mrowisko, sodówki mogileńskie, nalewka łazowksa, andruty kaliskie, wyborowa krówka bełchatowska, wódka gdańska, koza prostyńska, likier jajeczny radziwiłłowski, podpłomyk z cebulą, cebulak żukowski i cebularz lubelski.
Bardzo lubię cebulę, dlatego takie zamknięcie listy ogólnopolskiej.

A moje okolice? Proszę bardzo. Syrop malinowy z Doliny Baryczy, karp milicki, pszenno-żytnie pierniki z Oleśnicy, masło tradycyjne z Międzyborza, wielokwiatowy miód z Doliny Baryczy. To możecie kupować w ciemno będąc w powiatach oleśnickim i milickim. W moim miasteczku wysłałabym turystę pragnącego pamiątek spożywczych po dowolny wyrób mleczarski z Międzyborza – nie tylko masło mają rewelacyjne, ich twarogi to po prostu niebo w gębie. Kolejna propozycja to pieczywo z małej piekarni, która piecze tylko na rynek lokalny. W sklepie przy rynku można rano i koło południa kupić ciepłe i pachnące chleby.
W tym samym sklepie można kupić produkty z całego świata. Przesympatyczna symbioza i chyba złoty środek, którego potrzebujemy i poszukujemy.

Moi rodzice z wycieczki na Podlasie przywieźli mrowisko, wspominane czule przez tatę kopalnioki przyszły pocztą z Pszczyny, we Wrocławiu jadłam po raz pierwszy pączka z nadzieniem śliwkowym (tradycja lwowska) i jest to moim zdaniem najlepszy z możliwych pączków.
Porozmawiajmy o przysmakach skądś. Co pysznego macie u siebie? Jaki przysmak z podróży utkwił Wam w pamięci? Miasta i wioski, rarytasy i frykasy, Polska i świat cały.


Post powstał w ramach edycji 70. Tematów tygodnia i nawiązuje do tematu 3. Dobre, bo polskie!