Czytam sobie #7 Donoszę z biblioteki. Marzec
Mniej więcej raz w miesiącu odwiedzam pobliską bibliotekę publiczną i wracam z miłym ciężarem. Zazwyczaj na miesiąc wypożyczam 8-10 książek. Takie mam średnie tempo czytania. Najczęściej nie mam listy książek do wypożyczenia, czasem zaplanuję 1-2 tytuły lub uda mi się utrzymać w pamięci nazwisko obiecującego autora. Podobnie jak w zdecydowanej już większości bibliotek publicznych i w mojej bibliotece czytelnicy mają wolny dostęp do półek oraz do najciekawszego dla czytaczy miejsca w bibliotce, czyli części lady bibliotecznej, na którą bibliotekarz odkłada świeże zwroty. Tak więc wypożyczam zazwyczaj trochę na żywioł i najczęściej, jak mówi Robert Górski w jednym ze swych skeczy, okazuje się, że "Będzie pan zadowolony".
Jaka jest sytuacja bibliotek publicznych w Polsce? No cóż, po japońsku - jako taka. Jest wiele bibliotek pięknych, dobrze prowadzonych, będących oczkiem w głowie samorządów (które są organizatorami bibliotek publicznych), ale równie dużo jest takich "ubogich sióstr" - w lokalach i lokalizacjach mało atrakcyjnych, z budżetem na zakup nowości powiedzmy skromnym. Moja biblioteka też ma swoje słabsze punkty - nie ma własnego parkingu, siedzibę ma w adaptowanym budynku, który ma wiele ograniczeń, również metrażowych. Za to ma świetny księgozbiór i budżet pozwalający wraz z pieniędzmi z Narodowego Programu Rozwoju Czytelnictwa na zakupy rzędu 1000 nowości rocznie.
Gdy zajrzymy do raportow GUSu, tendencja jest jedna - spada wszystko: liczba bibliotek, liczebność księgozbiorów, liczba czytelników i liczba wypożyczeń. Z drugiej strony liczba wypożyczeń przewyższająca 110 000 000 świadczy o tym, że jednak biblioteki zaspokają ważną potrzebę czytania ponad 6 milionów osób, które do nich uczęszczają.
Często spotykam się z opiniami, że w bibiotekach publicznych nie ma nic ciekawego, na nowości trzeba czekać strasznie długo, książki są zniszczone i śmierdzą. Z pierwszą opinią mogę się częściowo zgodzić, ale przy pewnym założeniu - takim, że potencjalny czytelnik ma wąskie i ściśle sprecyzowane zainteresowania. Bibliotek publicznych nie należy mylić z fachowymi czy naukowymi. Literatura niebeletrystyczna, dziedzinowa, podręczniki akademickie owszem, trafiają na listy zakupów, ale proporcjonalnie do posiadanego budżetu i obserwowanego zainteresowania czytelników. W mojej bibliotece obserwuję, że dość sporą liczbę tytułów można znaleźć w działach psychologia, medycyna i gospodarstwo domowe. I jeszcze jedna sprawa - biblioteki prowadzą zapiski propozycji zakupów. Sugestie takie są bardzo mile widziane, bo pomagają osobie z działu gromdzenia w wyborze pozycji do zakupu, więc warto pytać, zgłaszać swoje propozycje.
Czas oczekiwania na nowości bywa długi. Choć hity kupowane są w kilku egzemplarzach, to zwykle zainteresowanych czytelników jest więcej. Gdy pracowałam w bibliotece takim hitem była "Dziewczyna z pociągu" - mieliśmy 3 egzemparze, a przeczytać chciało naprawdę wiele osób. Podobnie było parę lat temu z Greyem, "Zmierzchem", albo na bieżąco z książkami Remigiusza Mroza. Ja mam na to sposób bardzo prosty - półroczny poślizg. Po takim czasie od wydania zainteresowanie zwykle opada i można bez problemu wypożyczać. A szczerze mówiąc, w bibliotekach jest masa książek znacznie lepszych od tych często świetnie wypromowanych a bywa, że płytkich jak lipcowa kałuża bestsellerów.
Stan książek zależy od czytelników i selekcji księgozbioru przez bibliotekarzy. W mojej bibliotece praktykuje się okładanie książek i to na pewno wydłuża nieco przyzwoity wygląd (przynajmniej okładkek). Na palaczy nie ma rady - jako osoba niepaląca czasem wyczuwam woń papierosów. Jednak zdecydowana większość książek jest w dobrym stanie. Rozklejone, zaczytane trafiają na ubytki, zniszczone przez czytelników według regulaminu podlegają odkupieniu.
Cóż zatem wypożyczyłam sobie pod koniec marca? 9 książek różnych, bardzo różnych. Szłam do biblioteki z zapamiętanym z postów na Steemicie "Klubem Dumas" (@bartheek i @kusior wspominali w postach o filmie "Dziewiąte wrota", a to właśnie na podstawie tej książki powstał film Polańskiego) oraz nazwiskiem Pilot - Marian Pilot, laureat Nike sprzed lat paru, podobnież zdolny słowotwórca, którego jeszcze nie czytałam.
A oto, co przyniosłam do domu:
Józef Tischner Historia filozofii po goralsku, 1997
Jolanta Maria Kaleta Riese. Tam gdzie śmierć ma sowie oczy, 2016
Szczepan Twardoch Król, 2016
Marian Pilot Pióropusz, 2010
Seth Grahame-Smith Abraham Lincoln. Łowca wampirów, 2012
Margaret Atwood Opowieść podręcznej, 2017
Bartłomiej Grzegorz Sala W górach przeklętych. Wampiry Alp, Rudaw, Sudetów, Karpat i Bałkanów, 2016
Arturo Perez-Reverte Klub Dumas, 2002
Zygmunt Miłoszewski Gniew, 2014
Klub Dumas był, Pióropusz Mariana Pilota również. Przeczytałam już 200 stron Klubu i okazuje się, że podoba mi się jeszcze bardziej niż film (Emmanuelle Seigner średnio pasuje do swego książkowego pierwowzoru, wątków i detali jest znacznie więcej niż w filmie i jestem bardzo ciekawa zakończenia). Pióropusz sprawdziłam sobie w bibliotece - przeczytałam półtorej strony i zapowiada się super.
O Klubie Dumas napiszę jeszcze, że ma ilustracje! Mała rzecz, a cieszy. Otóż są to ksylografie z porównywanych przez Corsa egzemplarzy De umbrarum regni novem portis.
Wypożyczone na zasadzie "coś tego autora/autorki już czytałam" to Król Twardocha (bardzo podobał mi się Drach), Gniew Miłoszewskiego (czytałam Uwikłanie - kryminał ok, sporo osób czytuje, więc zazwyczaj jest o czym pogadać w towarzystwie) oraz Riese Kalety. Ta pisarka, wrocławianka, historyk z wykształcenia tworzy beletrystykę (sensację z elementami powieści kryminalnej) wykorzystując motywy dolnośląskie - niewyjaśnione historie obiektów, zabytków. Czytałam już Wrocławską Madonnę i Operację kustosz. Całkiem fajna literatura relaksowa. Nie należy traktować tych książek jako źródeł wiedzy historycznej, ale raczej jako przyjemny wstęp lub przerywnik w lekturze książek o historii Dolnego Śląska.
Król Twardocha zwrócił moją uwagę również okładką - zaprojektowaną w stylu przedwojennych druków, afiszy, gazet. Pomysł wyróżniający książkę na półkach i w witrynach księgarskich, a przy tym pozwalający umieścić na okładce całkiem sporo informacji. Stąd wiem, że będzie o przedwojennej Warszawie, o Żydach i Polakach.
Tischner i Atwood to wybory pod wpływem impulsu. Historię filozofii Tischnera już czytałam, pamiętam, że bardzo mi się podobała (jest pisana gwarą) i uznałam, że będzie miłym świątecznym czytankiem. Rozdziały ma króciutkie, można sięgnąć w tak zwanym międzyczasie.
Opowieść podręcznej była w zwrotach. Tytuł wydał mi się znajomy. Na okładce jest informacja, że na Showmax jest serial na podstawie tej powieści. Nie widziałam - nie sugeruję się. Jeżeli powieść okaże się dobra, napiszę recenzję.
I na koniec dwie książki, które znalazłam również na ladzie ze zwrotami.
Być może oddał ktoś zainteresowany vampiraliami, bo leżały sobie razem. Obie na temat, obie ilustrowane.
W górach przeklętych ciekawa edytorsko. Dużo czerni, czerwone wyklejki, ilustracje Justyny Sokołowskiej. Zobaczy się, czy i treść będzie równie ciekawa.
Abraham Lincoln ma różne cuda powypisywane na okładce, ale to najkrótsza recenzja, przytoczona z "Booklist" zadecydowała o wypożyczeniu. Zacytuję w całości: Dobra zabawa gwarantowana! Był film o takim samym tytule, ale nie widziałam.
I taki to mam zestaw książek marcowo-kwietniowych. Ponieważ zdecydowanie wolę czytać niż pisać (podobnie jak na Steemicie ;) ), zapewne nie wszystkie doczekają się recenzji, choć zapowiada się, że z wszystkimi mile spędzę czas.
Mam nadzieję, że takie luźne pogawędki o książkach będą źródełkiem informacji o znanych i mniej znanych autorach i tytułach.
Comments