Czytam sobie #21. Donoszę z biblioteki. Maj

Czas galopuje i z właściwym sobie wdziękiem przegalopował przez kolejny miesiąc. Coraz późniejsze zachody słońca, coraz wcześniejsze wschody i mój najukochańszy znak nadchodzącego lata, czyli jaśniejący w pogodne noce horyzont na północy.

Z wydarzeń okołoczytelniczych. Konkurs literacki zorganizowany przez lokalną bibliotekę miał w tym miesiącu swój finał. Okazało się, że jako jurorzy byliśmy dość jednomyślni (a oceny dokonywaliśmy całkowicie niezależnie), więc moi faworyci okazali się zwycięzcami. Największą niespodzianką dla uczestników kategorii szkolnej było to, że konkurs w międzyczasie uzyskał poważny status - trafił na kuratoryjną listę konkursów artystycznych o zasięgu krajowym. Laureaci zatem uzyskają stosowny wpis na świadectwie szkolnym i punkty podczas rekrutacji do szkół kolejnego poziomu edukacji. Czy się ucieszyli? Jeszcze jak!

W ramach współpracy ze szkołą podstawową oprowadziłam po miasteczku kolejne trzy grupy uczniów. Zostałam również zaproszona na Festiwal "Jestem Twórcą – jestem stąd". Jest to wydarzenie o bardzo ciekawej formule, w której wszyscy uczestnicy są wygrani. Właściwie trudno o lepszy wybór formy w przypadku prezentacji pasji i talentów, których spektrum jest tak szerokie. Rolą jurorów jest udzielenie informacji zwrotnej uczestnikom - wskazanie najmocniejszych stron ich prezentacji, przekazanie sugestii i podzielenie się wrażeniami.
Wystąpienia były bardzo różnorodne - od prezentacji prób literackich, poprzez etiudy filmowe, rękodzieło i malarstwo, aż po projekt odnowienia ścieżki przyrodniczej. Myślę, że pomysł takiego festiwalu jest zdecydowanie wart rozpowszechnienia.

A co z książkami?

Z ubiegłego miesiąca

To był niezwykły miesiąc, bo nadspodziewanie równy. Tym razem nie będzie nurkowania w wodorosty i szorowania po dnie, co bardzo mnie cieszy.

Czesi mnie trzymają i puścić nie chcą. Arystokratka na koniu Bočka ubawiła mnie setnie. Obawiałam się, czy z trzecim tomem nie przyjdzie przesyt, czy nie wkroczy monotonia (wszystkie powieści są w zasadzie o tym samym - o czeskim zamku, jego właścicielach i pracownikach). Obawy całkowicie bezpodstawne. Bierzcie i czytajcie z tego wszyscy.
Michal Viewegh Powieścią dla kobiet rozpoczął moje czytanie jego książek. Mocne postanowienie przeczytania wszystkiego, co ma biblioteka.

Reportaże podobały mi się wszystkie i nie jestem w stanie nawet na siłę wskazać lepszości i gorszości, zwłaszcza że tematyka książek non-fiction była mocno zróżnicowana.
Violetta Villas. Tygrysica z Magdalenki Fillera to książka ciekawa, bo napisana jeszcze za życia artystki i z innej perspektywy niż Villas : nic przecież nie mam do ukrycia... Obie biografie polecam.
Nie ma Mariusza Szczygła ciekawe, różnorodne, poruszające, spięte ideą braku, nieobecności.
Żeby umarło przede mną : opowieści matek niepełnosprawnych dzieci Jacka Hołuba to reportaże ważne, uświadamiające, budujące empatię i otwierające na innych ludzi.

Podróże. Książki przyjemne, ciekawe, choć również silnie różniące się.
Groch i kapusta Elżbiety Dzikowskiej to nie do końca przewodnik. Sprawdza się nieźle jako źródło pomysłów i inspiracji wycieczkowych. Ze względu na wielość atrakcji turystycznych umieszczonych w jednym tomie, rzeczywiście trochę groch z kapustą, ale dobrze przyprawiony, z wyczuciem przygotowany. Ta ksiażka zainteresowała również moje dzieci.
Tajemnicze zakątki na północny wschód od Wrocławia Joanny Lamparskiej obejmują mniejszy obszar i mniej lokacji. I dobrze, bo opowieść o każdym z miejsc jest rozbudowana i bardzo ciekawa.

Słuchanie również dostarczyło mi wiele przyjemności i szczerze polecam oba audiobooki
Bracia Dalcz i Spółka Tadeusza Dołęgi-Mostowicza to powieść o sporej objętości (dużo godzin słuchania), ale bardzo wciagająca z ciekawą akcją i świetnie napisanymi "krwistymi" postaciami. Ciekawostka - powieść ta należy do grupy książek Dołęgi-Mostowicza, które w 1951 roku padły ofiarą cenzury i podlegały natychmiastowemu wycofaniu z bibliotek, dlatego przez lata znane były tylko trzy dopuszczone powieści autora - Kariera Nikodema Dyzmy, Znachor i Profesor Wilczur.
Skandaliści w koronach: łotry, rozpustnicy i głupcy na polskim tronie Andrzeja Zielińskiego to moją pierwsza przesłuchana książka historyczna. Nietrudna w odbiorze i bardzo ciekawa. We współczesnym, lekko jutubowym stylu. Dlaczego jutubowym? Bo słuchając myślałam, że w zasadzie każdy rozdział jest gotowym skryptem do wersji filmowej. Nie jest to absolutnie uwaga krytyczna. Dla początkujących (jak ja) słuchaczy jest to duży walor i zaleta tekstu - bardzo dobrze się go chłonie.

I tak oto wyglądał czytelniczy maj.
Dla przypomnienia okładek z ubiegłego miesiąca - wpis kwietniowy.

Do przeczytania i przesłuchania


Plan wizyty w bibliotece ułożony w godzinach przedpołudniowych był następujący: Viewegh, Hrabal, Pawlak i los szczęścia. Co znalazłam późnym popołudniem? Oto lista:

  • Bohumil Hrabal, Obsługiwałem angielskiego króla, 2007
  • Michal Viewegh, Opowiadania o małżeństwie i seksie, 2015
  • Margaret Atwood, Grace i Grace [Książka mówiona], 2018
  • Olga Tokarczuk, Anna In w grobowcach świata, 2006
  • Wojciech Tochman, Córeńka, 2005
  • Jacek Borcuch, Wszystko co kocham, 2010
  • Romuald Pawlak, Przeskoczyć przez ogień, 2010
  • Romuald Pawlak, Dziewczyna z lustra, 2017
  • Marek Edelman, I była miłość w getcie, 2009
  • Mark Logue, Jak zostać królem, 2011


Metoda jest bardzo prosta. Otóż idzie się chodnikiem i powtarza półgłosem "Viewegh, Hrabal, Viewegh, Hrabal, Viewegh, Hrabal". W bibliotece przerywa się na chwilę litanię, mówi "Dzień dobry!" i podchodzi do półki V. Odszukuje się książkę Viewegha mrucząc pod nosem "Hrabal, Hrabal, Hrabal". Zmienia się lokację na regał H (znacznie więcej książek = więcej szukania), burczy się pod nosem coś o własnej ślepocie, losowym odstawianiu książek na półki przez czytelników i przeglądając wszystko po raz drugi wyszukuje upragnionego Hrabala.
Operacja się udała, teraz moża zacząć chaotyczne ciąganie się po bibliotece.


W nowościach tym razem pojawiło się kilka audiobooków. Najatrakcyjniejsza dla mnie była Grace i Grace. Nie wiem o czym - klasyczne wypożyczenie w ciemno.
Literatury pięknej było mi wciąż mało, więc skierowałam się ku polskim półkom. Przepatrując alfabet od końca, zawiesiłam oko na czerwonym grzbiecie - jest Olga Tokarczuk, tej książki jeszcze nie czytałam. A obok stały smakowite Opowiadania bizarne, które całkiem niedawno czytałam i przypominam jednocześnie polecając.


Pod T zauważyłam niewielką książkę Tochmana. Zdziwiłam się, że nie reportaż. Na okładce przeczytałam, że tym razem autor przekracza ramy dokumentu. I bardzo dobrze, i już jestem ciekawa, biorę.
Przejrzałam jeszcze całe S z niepopartym niczym poczuciomarzeniem, że może jakiś nieznany mi Szczygielski, że może nie wiem co. Potem pomyślało mi się równie absurdalnie, że może coś Joanny Chmielewskiej bym przeczytała. Przy C stwierdziłam, że przecież w domu mam Chmielewską, zatem lepiej popatrzeć na B. Patrzę i widzę grzbiet tak podobny do ściskanego już w garści Hrabala. Był taki film, może nawet widziałam, ale nic nie pamiętam. Wzięłam zatem Borcucha.


Co ja miałam? Co ja miałam...? Chyba zapomniałam...
A nie! Rozmowa z @angatt !
Po odzyskaniu pamięci skierowałam korpus, kończyny i zapominalsko-przypominalską głowę do działu dla dzieci i młodzieży. Romek Pawlak przecież!
No i jest, no i mam. Dziewczyna z lustra w powieściach obyczajowych, Przeskoczyć przez ogień w przygodowych. Lubię książki dla dzieci i młodzieży, często sięgam. Przez dwie ostatnie wizyty nie wybrałam nic z tego działu, więc czas był najwyższy.


Brakowało mi jeszcze non-fiction, zatem żelazne półki - reportaż i biografia. W reportażu niewiele pozostało tytułów, których bym nie czytała. Z uwagi na to, że miałam pewien oddech od historii wojennych, zdecydowałam się na I była miłość w getcie Marka Edelmana. Trochę obawiam się ciężaru emocjonalnego tej książki, ale z drugiej strony potrzebuję wychodzenia ze strefy komfortu psychicznego podczas czytania i co jakiś czas szukam takich tytułów.
No i film, który dla odmiany pamiętam - Jak zostać królem. Wśród biografii książka oparta na odnalezionych dziennikach królewskiego terapeuty jąkania. Wygląda zachęcająco i najwyraźniej nie jest książkową wersją filmu, a rozbudowaną biografią Lionela Logue'a.


Przeczytałam (i przesłuchałam) w tym roku 43 książki. Jeżeli wszystko pójdzie według planu, to przed końcem czerwca osiągnę zakładaną pięćdziesiątkę dwójkę. Oczywiście będę czytać dalej swoim tempem - zobaczę, ile będzie na koniec grudnia. To nie jest żaden wyścig, ale podobnie jak pisanie o przeczytanych książkach motywuje i porządkuje procesy czytelnicze.

Tytuły od Was - zawsze w cenie.
Z czytelniczym pozdrowieniem!