Czytam sobie #6 Zośka Papużanka "Szopka"

Po lekturze książki On Zośki Papużanki, która okazała się świetnym i smakowitym kąskiem litrackim, powzięłam zamiar zapoznania się również z debiutem pisarki - książką Szopka. Szopka, którą wyszła w 2012 roku była nominowana do Paszportów "Polityki" , a rok później 2013 do Literackiej Nagrody Nike. Opinie krytyków były bardzo dobre - że debiut mocny, najlepszy, najgłośniejszy. Z tym ostatnim określeniem nie do końca się zgadzam, bo medialnie był to debiut nieco zaniedbany.

W poprzednim wpisie nie wspominałam o autorce, więc nadrabiam. Zośka Papużanka (rocznik '78) jest nauczycielką języka polskiego, ma doktorat z teatrologii i mieszka w Krakowie. Ma w swym dorobku dwie wspomniane powieści, publikowała w "Nowych Książkach", "Tygodniku Powszechnym" i "Radarze", jest autorką tekstów piosenek dla Teatru Lalki i Aktora Parawan oraz kabaretów krakowskich.

Szopka.jpg


Szopka porusza temat bliski właściwie każdemu. Bliski, bo to temat bliskich. Czytając miałam skojarzenie z filmem Dom wariatów Marka Koterskiego - w Szopce Papużanka również opisuje jedną z wielu wariacji idelistycznego "gniazda rodzinnego" czy też statystycznej "podstawowej komórki społecznej". Oczywiście jest to obraz oryginalny, inny niż u Koterskiego, ale również dotyczy relacji rodzinnych - trudnych, pogmatwanych, niedobrych, a w pewien sposób znajomych dla prawie każdego. Oczywiście nie każdy ma takich rodziców czy dziadków, ale odnajdzie w tej książce bardzo prawdziwe obrazy czy to zdewociałej ciotki, stryjecznej babki, sąsiadki spod piątki, czy to "syna marnotrawnego" - własnego kuzyna, znajomego znajomych, lokalnego pana spod sklepu, a może milczącego małżonka albo zahukanej latorośli.

Autorka prowadzi nas przez historię rodziny, która rozpoczyna się od ślubu młodej wdowy z chłopakiem pochodzącym ze wsi. Wspólne życie budują w Krakowie, bo na ojcowiźnie bieda, w chałupie ciasno, a w mieście jest i praca i inne życie. Wdowa ma syna Maciusia, którego stosunki z ojczymem kształtują się osobliwie, ale i osobliwa jest relacja pomiędzy małżonkami. Dalej wraz z autorką powędujemy przez kolejne lata i kolejne pokolenia rodziny. Będą i ciekawe pod względem historycznym retrospekcje do czasów przedmałżeńskich. Lektura jest wciągającą rozgrywką pomiędzy kolejnymi bohaterami, którzy również przejmują rolę narratorów. Jest to również rodzaj zadania dla czytelnika - często brak wyraźngo sygnału, kto właśnie przejął pałeczkę opowiadacza, a jednak powinniśmy na tyle już znać poszczególnych bohaterów, że łatwo zidentyfikujemy monologującego. Wystarczy uruchomić nieco wyobraźnię, gdyż postaci mają swój charaktrystyczny język, osi, wokół których obraca się ich dzień powszedni i niepowszedni, wspomnienia i pragnienia. Dla mnie jest to niezwykłe i intrygujące.
Z czym kojarzy się wam przemoc domowa? Zawyczaj pierwsze skojarzenie jest takie, że pijany małżonek podbija żonie oko. Tu jest inaczej. Owszem, małżonek ma wieczorem zwyczaj wypicia setki, ale w czasie lektury zastanawiałam się nieraz, czy ja bym nie musiała sobie zaprowadzić w jego sytuacji zwyczaju ćwiartki przed snem. Godne uwagi i oczywiście przeczytania. Będzie również o dewocji, gadaniu o chorobach, i "czyj mąż gorszy". Historia Maciusia - zaczynał trochę jak Zbyszko z Moralności pani Dulskiej, skończył... zupełnie inaczej. Piękne były wątki, w których najcichszy z bohaterów otwierał się i wspominał - piękne, bo bliskie sercu wielu z nas. Kto nie pamięta którejś ze swych młodzieńczych miłości, uczuć czystych i kruchych, nieskażonych prozą życia...
No i laurkę napisałam. Moim zdaniem słusznie, bo uwielbiam książki, które poruszają, grzebią palcem w ranach, skubią strupki. Przykuwają moją uwagę pisarze, którzy mają tak czułe ucho i współczesną polszczyznę zapisują w tak prawdziwej postaci jak "ojezusiemaryjo" Papużanka. To dla mnie piękny, głęboki ocean literatury. Ale stop! Żeby nie było. Zawsze czytacie na własne ryzyko! Oto cytat króciutki z recenzji negatywnej - użytkownik Wojciech z lubimyczytac napisał tak:

Reasumując: stracony czas, a zwolennikom twórczości Papużanki , z dobrego serca, doradzam "Harlequiny", bo są pogodne i nie wzbudzają obrzydzenia.

I tu stwierdzam, że krytyka jest jednocześnie świetną wskazówką, bo ten fragment recenzji dość precyzyjnie określa, komu Szopka na pewno się nie spodoba. Miłośnikom litratury pogodnej, budującej z sympatycznymi bohaterami (albo jednym niesympatycznym, który w finale ponosi zasłużoną karę lub przechodzi na jasną stronę mocy) i spełnionymi marzeniami, happy endami, książka nie przypadnie do gustu. To nie jest literatura relaksowa, to jest literatura piękna.