Chleb pszenny na drożdżach

Rzadko bo rzadko, ale czasem pojawi się u mnie jakieś DIY produktu spożywczego. Dlaczego rzadko? A dlatego, że jak się wezmę do roboty, to zwyczajnie zapominam robić zdjęcia, a to jednak ważna część postów dotyczących wyrobu jadła i napoju. Tym razem pamiętałam, więc jest. :)

Chleb6.JPG

Mam zaprowadzony zakwas i zwykle piekę chleby na zakwasie, ale nie ma to jak jakaś odmiana od czasu do czasu. Wczoraj mąż przysłał mi link do przepisu na biały chleb pszenny na drożdżach - wyraźna sugestia, że jadłby. Przepis krąży w necie jako chleb z garnka lub chleb z naczynia żaroodpornego i ważnym założeniem jest, że mniej więcej połowa czasu pieczenia odbywa się pod przykryciem. Oczywiście bez modyfikacji przepisu się nie obyło, ale o tym już w dalszej części.

Składniki proste: 0,75 kg mąki pszennej, łyżka cukru, 2 łyżeczki soli, 25 g świeżych drożdży, 2 łyżki oleju, 2 szklanki ciepłej wody. Mąka jak widać na zdjęciu biedroncza tortowa.
Pierwszy etap w dwulitrowej misce plastikowej przy użyciu łyżki uczynion. :)

Chleb1.JPG

W ciepłej wodzie rozmieszałam drożdże z cukrem, potem mąki na oko 3/4 torebki, reszta łyżką odmierzona. Miesza się dość łatwo, nie ma co przesadzać ze starannością.
Tak wymieszane ciasto należy zabezpieczyć folią przed wysychaniem i wpakować na noc do lodówki. Użyłam zwykłej foliowej jednorazówki - objęła całą miskę. A rankiem...

Na szczęście nie ma najmniejszego problemu z oddzieleniem ciasta od folii i miski. :) Ręce sobie umączyłam, ciasto wyjęłam i utoczyłam taki oto bocheneczek. Zgodnie z przepisem odleżał spokojnie pół godziny - tym razem już w cieple, na kuchennym blacie.

Chleb4.JPG

No i teraz moje modyfikacje. W przepisie podano, aby piekarnik nagrzać wraz z naczyniem do 220 stopni, chleb piec pod przykryciem 30 minut, a bez przykrycia jeszcze 20 minut w 200 stopniach. Na moje wyczucie to za dużo. Nie lubię chleba spieczonego na ciemny brąz.
Tak więc grzanie było w 200 stopniach. W międzyczasie okazało się, że nie mogę znaleźć pokrywki pasującej do naczynia, więc przygotowałam kawałek folii aluminiowej.
Wyjęłam gorące naczynie (to minus tego przepisu - trzeba zwinnie manewrować, żeby się nie poparzyć), wpakowałam bocheneczek, przykryłam folią aluminiową, wstawiłam do piekarnika i od razu zmniejszyłam grzanie do 180 stopni. 30 minut się piekł. Zdjęłam folię, zmniejszyłam temperaturę do 160 stopni i piekłam jeszcze 20 minut. No i wyszedł chlebek.

Chleb5.JPG

Moje uwagi.
Naczynie o średnicy 23 cm jest za małe na chleb z 0,75 kg mąki - bochenek wychodzi bardzo wysoki. Następnym razem wezmę większe naczynie, albo zamieszam ciasto z 0,5 kg mąki.
Zapomniałam naciąć bochenek. Popękał losowo, aczkolwiek niegłęboko i niedeformująco.
Moim zdaniem fajny byłby ten chlebek w wersji cebulowej - do wypróbowania.

Jak wygląda po przekrojeniu widać na pierwszym zdjęciu. Miąższ okazał się dość jednorodny, miejscami tylko powstały nieco większe pęcherzyki.
Przepis wypróbowany - z modyfikacjami oceniam jako dobry. :)