Całkiem inne "Show"
Obejrzałam w ubiegłym tygodniu powtórkę programu „rozrywkowego”, w którym przeplatać się miały piosenki i zabawne przerywniki konferansjerskie i przez cały czas jego trwania zastanawiałam się, dlaczego program jest tak chaotyczny. I wiem dlaczego. Teksty zapowiedzi były dobrane najprawdopodobniej losowo, nawet piosenki nie były ułożone w kolejność zapewniającą jakąś dynamikę widowiska. Pomyślałam sobie wówczas o pewnym „show”, które w zasadzie też prezentowało piosenki „od Sasa do lasa”, a dzięki dobremu scenariuszowi i świetnym tekstom konferansjerki tworzyło fantastyczną całość. A przy okazji prezentowało niezwykły wachlarz możliwości trzydziestoletniego wówczas aktora, którego chętnie zobaczyłabym znów w roli na miarę jego talentu.
„Małe miasteczko” - piosenka, którą skomponował i do której napisał tekst Zbigniew Zamachowski rozpoczyna niezwykły spektakl muzyczno-kabaretowy. Właściwą akcję zawiązują urywające się telefony do Magdy Umer – scenarzystki i reżyserki potencjalnego recitalu Zbyszka, który to recital odkładany jest na bliżej nieokreśloną przyszłość, bo pieniędzy na realizację brak. W końcu dzwoni Krzysztof Materna z cudowną wiadomością, oto jest rodak powracający właśnie z USA – Janek Parter, który wyłoży potrzebne fundusze. Parter (w tej roli Wojciech Mann) odwiedza wraz z Materną Magdę Umer i uzgadniają zarysy spektaklu. Gusta i oczekiwania pana Janka powodują, że Magda zaczyna się wahać. Wstępnie sponsor przekazuje „aż” 60 dolarów, a scenarzystka wpada na pomysł, że osią tematyczną show będą Festiwale w Polsce Ludowej, a i tytuł będzie wedle pomysłu sponsora po amerykańsku wystrzałowy - „Big Zbig Show”. Można kompletować obsadę, czyli zespół wspierający Zbyszka - reżyserka oddzwania i potwierdza udział Janusza Józefowicza, który dobiera Piotra Machalicę i Denisę Geislerovą, wystąpi również Elżbieta Zającówna.

Przegląd festiwali zaczyna się oczywiście od Opola i tu od razu spełnione zostaje życzenie mecenasa – Zbyszek Zamachowski występuje jako „książę polskiej piosenki” i wyśpiewuje hit „Cała sala śpiewa z nami”, oczywiście z charakterystyczną manierą i ruchem scenicznym.
„Dobry wieczór. Bardzo przepraszam, ale za chwileczkę będę miał zawał.”
Taką zapowiedź Festiwalu Piosenki Marynarskiej w Krakowie daje Wojciech Mann. Zamachowski pojawia się jako lider nie całkiem trzeźwej grupy Szkwał, wraz z którą wykonuje legendarne „Cztery piwka na stół” Starych Dzwonów. Dalej mamy konkurs pieśni Moniuszki, w którym Zbyszek śpiewa głosem operowym i Festiwal Piosenki Radzieckiej w Zielonej Górze – tu z przejęciem wykonuje piosenkę „Siemionowna”, od której karierę zaczynał Michał Bajor (w sieci można zobaczyć nagranie, na którym śpiewa szczuplutki siedemnastolatek). Nie zabraknie również bułgarskiego zespołu country, który w Mrągowie wyśpiewuje „My rifle, my pony and me”.
Mniej więcej w połowie spektaklu pojawia się sponsor – uzgadniany jest dobór konferansjerów oraz możliwość zainstalowania obrotowej sceny, aby spektakl miał „amerykańskie tempo”. Sponsor przekazuje 40$. Reszta pieniędzy przyjedzie w kontenerze.
Pędzimy dalej. Festiwal Piosenki Czechosłowackiej i hit „Učiteľka tanca” (taniec!), Sopot – tu popis konferansjerski Wojciecha Manna i piosenka włoska. Jest rock w Jarocinie i pieśń religijna (usunięta z niektórych realizacji telewizyjnych), piosenka ludowa (Zamachowski jako 84-letni Józef Bździuch) „Fartusek grusek”, warszawska kapela z „Apaszem Stasiek był”. Dalej nieco poważniej - „Georgia on My Mind”, „Bynajmniej” Młynarskiego, „Papkin” Kleyffa. Nie może zabraknąć piosenki żołnierskiej w Kołobrzegu (umundurowani konferansjerzy). Wreszcie przepięknie wykonana wraz z Magdą Umer piosenka „Naprawdę nie dzieje się nic” Grzegorza Turnaua i Michała Zabłockiego. Na finał „Don't worry, be happy” z polskim tekstem Wojciecha Młynarskiego.
Zamachowski, Machalica i Józefowicz to prawdziwe zwierzęta sceniczne – wszyscy śpiewają, tańczą, wchodzą w kolejne role lekko i z urokiem. Gdyby zechcieli, mogliby w zasadzie wystąpić na wszystkich odgrywanych festiwalach na poważnie, jednak w spektaklu bawią się konwencjami, trochę drwią, trochę parodiują, ale widać w tym charakterystyczny rys mistrzostwa. To nie jest tak, jak w niektórych znanych nam występach, gdy artysta kabaretowy po prostu nie umie śpiewać i bawi się w parodiowanie śpiewania. Tu mamy żart poparty warsztatem – zarówno wokalnym jak i aktorskim. Elżbieta Zającówna i Denisa Geislerova w drugoplanowych rolach żeńskich są śliczne, zabawne i roztańczone. Jedyna przyśpiewka ludowa, jaką pamiętam zawsze to „Olaboga, nie wytrzymom”, czyli zwrotka „Bednorza”, którą w spektaklu wyśpiewuje właśnie Zającówna.
Janusz Józefowicz w „Big Zbig Show” jest po prostu niesamowity – a to wnosi mikrofony (a zarzekał się, że nie będzie tego robił), a to jest żeńską gwiazdą opery, kowbojem, księdzem. W „Siemionownie” w roli bohaterki utworu kradnie prawie całe show – koniecznie trzeba to zobaczyć.
Konferansjerka Manna i Materny to samograj – forma panów to przecież najlepsze czasy „Za chwilę dalszy ciąg programu” czy późniejszego „MdM”.
Spektakl miał swoją premierę 26 października 1992 roku. Dla niektórych widzów był kontrowersyjny – zresztą ślady ówczesnej kontrowersyjności można dziś znaleźć na przykład na YouTube, gdzie pod niektórymi piosenkami ze spektaklu komentarze są nieprzychylne. Nie podobało się i nadal nie podoba, że żartowano z piosenki religijnej, że parodiowano folklor, nawet piosenka wojskowa ma obrońców swej umundurowanej powagi. To także powód, dla którego warto obejrzeć i ocenić całość spektaklu.
A obejrzeć zdecydowanie warto. Szkoda, że telewizja tak rzadko prezentuje zawartość swoich archiwów. Cała nadzieja w TVP Kultura, która czasem sięga po takie spektakle.
Post nawiązuje do tematu 1. Tematów Tygodnia #20. Skojarzenie - folk: "A pies nie chce kozy kunsać, koza nie chce grusek trząsać, gruski nie spodajom", "Olaboga, nie wytrzymom, wszyskie majom, a jo ni mom. Wszyskie majom po chłopoku, a jo ni mom tego roku". ;)
Comments