Brzeg Dolny - krótki spacer i niespodzianki historyczne

Jeżeli przypadek, wyjazd służbowy, postój na trasie rzucą Was do jednego z dolnośląskich miasteczek, to spotkanie z historią i zabytki są niejako w pakiecie. Wystarczy spacer. Tej wiosny tak się złożyło, że nieco przypadkowy postój na trasie zupełnie "niewycieczkowej" wypadł nam w Brzegu Dolnym. Wcześniej miasto znane było mi tylko z Zakładów Chemicznych Rokita (dziś PCC Rokita), które w czasach liceum odwiedziliśmy całą klasą w ramach wycieczki przedmiotowej z chemii. Tu muszę zaznaczyć, że była to jedna z najlepszych wycieczek - do dziś pamiętam linie produkcyjne, które mogliśmy zobaczyć. Przemysłowa produkcja kwasu solnego to jest coś, co robi duże wrażenie. Podobnie zresztą jak historia zakładów, które w czasie wojny produkowały sarin i tabun, a pracowali w nich więźniowie dwóch podobozów obozu koncentracyjnego Groß-Rosen. Zakłady jednak znajdują się jednak w innej części miasta i wówczas wcale nie byliśmy w sąsiedztwie rynku, gdzie trafiłam tym razem.

Postój nie był planowany, ani konieczny. Po prostu gdy mijaliśmy ten oto piękny pałac, stwierdziłam, że właśnie tutaj mam ochotę rozprostować nogi. A i znaki drogowe usłużnie podpowiedziały, że tuż obok znajduje się parking. Zatrzymaliśmy się przed pięknie odnowioną klasycystyczną kamienicą. Napis obok wejścia informuje, że znajduje się tam kancelaria notarialna.

Ruszyliśmy jednak w przeciwnym kierunku - do parku, w którym znajdował się pałac i jak się okazało, również inne ciekawe obiekty. Smartfon podpowiedział, że oto znajdujemy się w dawnych dobrach rodu von Hoym, a architektem, który zaprojektował całe założenie pałacowo-parkowe był sam Carl Gotthard Langhans - chyba najbardziej znanym z jego dzieł jest Brama Brandenburska, ale zaprojektował naprawdę wiele pięknych obiektów.

Urząd Miejski w Brzegu Dolnym ma swoją siedzibę w pięknie utrzymanej i widać, że niedawno odnowionej oficynie. Ten budynek zachował kształt nadany mu przez architekta.

Wędrując naokoło założenia, znaleźliśmy się na jego tyłach - nad jakże malowniczą Odrą.

Widok na rzekę wymagał jednak stosownej dla dawnych możnych właścicieli dóbr oprawy. Na tyłach pałacu wędruje się żwirowymi ścieżkami, ogród w tej części z parku w stylu angielskim zmienia się w założenie nawiązujące do czasów baroku, a od terenów nadrzecznych odgradza go murek, który zdobią rzeźby.

Oto nimfa, która jak później sprawdziłam jest pięknie odrestaurowana i zrekonstruowana (Rosjanie "wyzwoliwszy" miasto, siłą czerwonoarmijnego rozpędu sporo zniszczyli i spalili).

Po drugiej stronie niewielkiego tarasu widokowego druga rzeźba. I tu już mnie tknęło - hola, przecież ja znam tego brodacza. Taki sam zdobi park w moim powiecie - w Sycowie! I nimfa przecież też! Zagadkę bliźniaczych rzeźb rozwiązałam już w domu. Otóż w odpowiedzi na panującą na przełomie XIX i XX wieku modę na historyzm i zainteresowanie bogatych rodów tego typu ozdobami ogrodów, odlewnia Val d’Osne pod Paryżem produkowała je na skalę powiedzmy "małej masy". Jako wzór wykorzystano rzeźby z ogrodów Wersalu - nimfę wodną i La Garonne - męskie wyobrażenie rzeki Garonny.

Tak wygląda pałac von Hoymów od strony rzeki. Ma w nim siedzibę Dolnobrzeski Ośrodek Kultury.
Stan dolnośląskich zabytków ściśle powiązany jest z tym, co zadziało się z nimi w roku 1945 i jakiego później zyskały gospodarza. Obiektów tego typu jest tak wiele, niemożliwym byłoby pozostawienie ich wszystkich w funkcji muzealnej. W Brzegu Dolnym jest naprawdę ładnie - urząd i instytucja kultury gwarantują, że obiekty żyją, są na bieżąco remontowane. Jednak pałac, choć piękny i swym widokiem skłonił mnie do zatrzymania się w mieście i spaceru, to tak naprawdę jest znacznie skromniejszym odbiciem swego przedwojennego kształtu. W 1849 roku hrabina Toni (Antoinette) Lazar von Lazareff zleciła przebudowę i unowocześnienie pałacu w stylu nawiązującym do francuskiego renesansu.

I tak właśnie wyglądający pałac spłonął w lutym 1945 roku. Na szczęście już w latach pięćdziesiątych przystąpiono do jego odbudowy i nadano mu nowe przeznaczenie.

Dyhernfurth - to niemiecka nazwa Brzegu Dolnego. Już po powrocie do domu postanowiłam doczytać nieco na temat historii miasta. Polska Wikipedia informuje, że rozkwit miasta zaczął się w czasach, gdy jego właścicielem został Georg Abraham von Dyhern. Nowy właściciel uzyskał od cesarza Leopolda I prawa miejski i przy okazji zmienił polską nazwę (różnie zapisywaną - m.in. Brzege, Persig, Borsig, Przigk) na wywiedziony od swego nazwiska Dyhernfurth.
Tak się składa, że właścicielem mojego miasta - Twardogóry (Festenberg) w 1560 roku był Georg II von Dyhrn und Schönau. Jest to członek tej samej rodziny - po prostu nazwisko występuje w kilku wersjach: Dyhrn, Dyherrn, Dyhern, dawniej również Dyhr. Jest to również ta sama linia rodu - oleśnicka (są jeszcze łużycka i głogowska), choć miasta oddalone są o około 80 kilometrów. Dyhrnowie jak ród rośli na znaczeniu, w czasach pozyskania majątku dolnobrzeskiego uzyskali również tytuł hrabiowski.
Moje miasto wkrótce zmieniło właściciela - po śmierci Georga II wdowa po nim Catherine Elizabeth (de domo von Schindel zu Sasterhausen) poślubiła Caspara von Köckritz und Friedland i tak oto miasteczko iure matrimonii przeszło w ręce tego rodu. Wcześniej Catherine miała jednak troje dzieci z Georgiem - dwie córki i syna Hansa Georga, który został marszałkiem księstwa oleśnickiego i którego potomkowie pomnażali majątek rodu i uzyskiwali ważne stanowiska państwowe.
Istnieje również bezpośredni związek z rodem von Hoym, późniejszymi właścicielami majątku w Brzegu Dolnym. Syn Hansa Georga - Anton Ulrich został szambelanem pruskim i ożenił się z jedną z najbogatszych kobiet w Prusach - Sophie Caroline von Crausen (Krausen). Mieli dwie córki i syna. Córki były również jednymi z najbardziej posażnych panien w kraju. Młodsza córka - Antonie Louise została żoną Karla Georga von Hoym, który rozpoczynał dopiero swą karierę polityczną, ale trzy lata później był już ministrem prowincji śląskiej, w kolejnych latach uzyskał tytuł hrabiowski, a na emeryturę przechodził jako były minister Śląska i Prus Południowych.

W kolejnych latach zmieniały się nazwiska właścicieli dóbr, a przyczyna tego jest dość prosta. Otóż minister von Hoym miał dwie córki. Po jego śmierci właścicielką majątku została jego bogata już z domu żona-wdowa, a później majątek dziedziczony był właśnie przez córki. Pojawiły się tu koligacje z rodami von Maltzan i Biron von Curland (prawdopodobnie rzeźby parkowe zamówiła do obu majątków wnuczka von Hoyma - Franziska (Francoise) Biron von Curland-Wartenberg-Hoym, z domu hrabianka von Maltzan), de Mayac i von Saurma-Jeltsch. Ponieważ przedostatnia właścicielka dóbr Dorothea von Saurma-Jeltsch nie założyła rodziny i nie miała potomstwa, majątek po jej śmierci odziedziczył jej młodszy brat Thassilo von Saurma-Jeltsch. Był on ostatnim hrabią na Dyhrenfuthcie.

Rosjanie w 1945 szli na Berlin paląc i niszcząc. Podobnie jak przez moje miasteczko, przez Brzeg Dolny przeszli zimą. Po pożarze odbudowano go w wersji skromniejszej - nawiązując do wcześniejszego projektu Langhansa i stylu klasycystycznego.

Bardzo chciałabym wrócić jeszcze kiedyś do Brzegu Dolnego. Tym razem obejrzałam pałac i jego najbliższe otoczenie, a chętnie powędrowałabym również w głąb pięknego parku, który rozciąga się wzdłuż osi widokowej z pałacu.

Park ma 67 hektarów. Znajduje się w nim mauzoleum von Hoymów, pozostałości cmentarza żydowskiego, stawy, fontanny i piękne okazy drzew. Podczas spaceru sfotografowałam jeden z najgrubszych platanów rosnących na Dolnym Śląsku - pomnik przyrody, który rośnie w sąsiedztwie oficyny i pałacu.

Naszą przerwę w podróży zakończyły lody w rynku, do którego wiedzie krótka ulica Kochanowskiego.

Zrobiłam jeszcze zdjęcie ślicznie odnowionego kościoła p.w. Najświętszej Maryi Panny z Góry Karmel (MB Szkaplerznej), który podobnie jak największy kościół mojego miasta powstał jako świątynia ewangelicka i w 1945 roku został przekazany parafii katolickiej.

I tak pożegnaliśmy Brzeg Dolny, aby zdążyć na czas do celu naszej podróży.
Krótki postój a tyle wrażeń i wątków historycznych!