Łopatka wolno gotowana - obiad w słoiku

Dzisiejszy przepis to swoista pamiątka po byłym już ministrze, który w pamięci mej pozostanie jako "ojciec" godziny czarnkowej. Tę dodatkową godzinę przeznaczoną na kontakt z uczniami i rodzicami wprowadzono również nauczycielom, których czas pracy jest zasadniczo w całości przeznaczony na takowy kontakt i mogą zaplanować spotkanie z zainteresowaną osobą z dość dużą dowolnością - pedagogom, psychologom, nauczycielom świetlic i bibliotekarzom.
Godzina nadal obowiązuje i albo w wybranym dniu obiad będzie o godzinę później niż zwykle, albo...

No właśnie. Przyda się coś do tak zwanej odgrzewki z czym spokojnie poradzą sobie niezaawansowani w obróbce mięs domownicy.
Łopatki wolno gotowane dostępne są w sklepach. 500 g kosztuje na ten moment jakieś 15-16 złotych w promocji i około 20 złotych w cenie regularnej. Przygotowując samodzielnie podobny słoik po pierwsze działamy w myśl zasady "wiem co jem", po drugie uzyskujemy danie niższym kosztem, po trzecie możemy stosować ulubione dodatki. Pierwowzór przepisu zobaczyłam na ukraińskim kanale YT, ale po pierwszym gotowaniu wprowadziłam sugerowane przez rodzinę zmiany i zastosowałam własne przeliczniki.

Dla mnie najodpowiedniejsze są słoiki po czerwonej kapuście - mają one pojemność około 0,7 litra. Takie słoiki mieszczą się do mojego dużego garnka 4 i na cztery porcje obliczony jest przepis.

1 kilogram łopatki wieprzowej pokrojonej w dwu-, trzycentymetrową kostkę przygotowujemy wcześniej, aby przyprawione mięso postało pod przykryciem w lodówce całą noc a w wersji minimum godzinę. Zatem kroimy mięso, przekładamy do miski i przyprawiamy solą (łyżeczka), pieprzem (pół łyżeczki czarnego lub łyżeczka ziołowego), słodką sporoszkowaną papryką (dwie łyżeczki) oraz dwoma ząbkami przeciśniętego przez praskę czosnku. Jest tu miejsce na eksperymenty i ulubione dodatki - przygotowywałam już wersje: mocniej doprawioną majerankiem, z dodatkiem czosnku niedźwiedziego, z odrobiną chrzanu. Mięso z przyprawami mieszamy dłonią - jest to również masaż mięsa i wcieranie w nie przypraw. W otoczone przyprawami mięso wrzucamy jeszcze dwa listki laurowe i kilka ziaren ziela angielskiego. Przykrywamy całość pokrywką lub folią spożywczą i odstawiamy do lodówki.

Gdy mięso już "dochodzi" szykujemy cztery słoiki - należy je dokładnie wymyć i dobrać nieuszkodzone nakrętki.
Następnie obieramy, myjemy i kroimy dodatki - 4 cebule średniej wielkości, 4 duże ziemniaki (lub odpowiednio więcej małych), 4 duże marchwie. Cebule kroimy w piórka, ziemniaki w dość dowolne kawałki, a marchewki w plasterki.

Wyjmujemy z lodówki mięso i możemy zaczynać napełnianie słoików. Wizualnie lub realnie mięso dzielimy sobie na osiem porcji. W każdym słoiku umieszczamy: piórka jednej cebuli na dnie, około 2/3 plasterków z jednej marchewki, 1/8 kostek łopatki, kawałki jednego ziemniaka, znów 1/8 kostek łopatki, a na wierzchu pozostałe plasterki marchwi. Do każdego słoika wlewamy 1 łyżkę octu. Przecieramy papierowym ręcznikiem gwint każdego słoika, zakręcamy wieczka.

Pora na wolne gotowanie. Na dnie garnka umieszczamy wkład do pasteryzowania słoików, a jeżeli takiego nie mamy, to możemy użyć kilku patyczków od lodów lub pałeczek do dań azjatyckich - chodzi o to, żeby słoiki nie miały bezpośredniego kontaktu z dnem garnka, bo zwiększa to ryzyko pęknięcia. Na nasz profesjonalny lub amatorski podkład stawiamy słoiki i zalewamy je wodą do około 3/4 wysokości. Na początku ustawiamy wyższą moc grzania, aby doprowadzić wodę do wrzenia.
Nie obawiajcie się kosztów wolnego gotowania. Po zawrzeniu i zagotowaniu słoików woda ma już tylko "pykać". Moja kuchenka indukcyjna ma 8 poziomów mocy grzewczej i do takiego wolnego gotowania używam poziomu 2. Wolne gotowanie trwa trzy godziny. Wydaje się długo, ale naprawdę warto.
Po trzech godzinach wyłączamy grzanie i odstawiamy słoiki do wystygnięcia. Zakrętki powinny być wklęśnięte. Jeżeli jakaś puści lub okaże się uszkodzona, skrzywiona, to nie ma dramatu. Zakręcamy ponownie tę samą lub inną zakrętkę i krótko zagotowujemy taki słoik - tylko do wrzenia. Zazwyczaj poprawka ratuje sytuację i wieczko jest już prawidłowo wklęsłe.

Podobno tak zagotowane słoiki można przechowywać nawet rok, ale na moich jak dotąd nie udało mi się tego sprawdzić. Zwykle ostatni słoik "znika" przed upływem miesiąca. Odgrzewać można w garnku lub na patelni. Myślę, że w mijrofalówce również, ale nie sprawdzałam.
Danie bardzo się u mnie sprawdziło i mam już ochotę na kolejny eksperyment - obiad w słoiku z łopatką w marynacie musztardowej.