Jestem niezadowolony - ty też bądź. O rekrutacji do szkół średnich słów kilka
Niedawno pisałam o tym, jak wyglądają obowiązki nauczyciela powołanego do komisji rekrutacyjnej. Wyraziłam wówczas nadzieję, że uczniowie, którzy trafią do szkół drugiego lub trzeciego wyboru, nie będą traktowali tej sytuacji jako "zła koniecznego". Jednak w wieku czternastu i piętnastu lat trochę inaczej podchodzi się do wielu spraw. Ten wybór szkoły to właściwie pierwsza duża "profesjonalna" decyzja w życiu, bo wiąże się albo z wyborem zawodu już w tym momencie, albo wyborem pewnej określonej ścieżki edukacyjnej. Dla wielu nastolatków jest to bardzo ważna i stresująca decyzja. I gdy już tę decyzję podejmą, okazuje się, że... hmm, niekoniecznie.
Jak łatwo i szybko mnożyć liczbę osób niezadowolonych z wyników rekrutacji? Bardzo łatwo - wystarczy korzystać z obowiązującego systemu naboru. Paradoksalnie nowe technologie i możliwość naprawdę szybkiego prowadzenia kolejnych naborów (czyli organizowania kolejnych tur rekrutacji uzupełniających) nie są kompletnie wykorzystywane. Rekrutacja w terminach podstawowych ciągnie się niemożebnie (listy przyjętych dopiero 1 sierpnia) i w dodatku bardzo łatwo mnoży niezadowolonych kandydatów. Jak? Bardzo prosto.
W rekrutacji decydujące są punkty, które kandydat uzyskuje za wyniki z poszczególnych przedmiotów egzaminu ósmoklasisty, za 4 wskazane przez szkołę oceny z określonych przedmiotów na świadectwie i kilka dodatkowych punktów za szczególne osiągnięcia czy wolontariat. W żaden sposób na kolejność na listach przyjętych nie wpływa data złożenia wniosku, czy to, że szkoła była pierwszym, trzecim czy ósmym wyborem kandydata. I byłoby to zupełnie normalne, gdyby nie pewna osobliwość rekrutacji elektronicznej. Otóż kandydaci w określonych widełkach czasowych mogą zmienić swoje preferencje i przenieść wniosek do szkoły kolejnego wyboru.
Jak to mniej więcej działa? Wyobraźmy sobie koleżanki z klasy ósmej A - Julię, Oliwię i Wiktorię. Julia jest bardzo dobrą uczennicą, ma same piątki, jej ulubiony przedmiot to język polski. Oliwia ma kilka piatek, sporo czwórek, trafi się też jakaś trójka. Nie ma ulubionego przedmiotu, nie umie określić, czy chciałaby się uczyć w jakimś technikum. Wiktoria jest czwórkowo-trójkowa, wie, że prawdopodobnie wybierze technikum. Dziewczynki dokonują wyborów. Julia jako numer jeden wybiera klasę humanistyczną w najlepszym liceum w mieście, Oliwia wybiera również klasę humanistyczną, ale w pobliskim liceum, o którym słyszała, że ze swoimi wynikami ma szanse się dostać, Wiktoria wybiera technikum kształcące w zawodzie technik reklamy. Dla uproszczenia przyjmijmy, że wyniki egzaminu ósmoklasisty są zgodne z tym, jakie wyniki osiągały dziewczynki z poszczególnych przedmiotów, czyli każda uzyska proporcjonalnie podobną liczbę punktów, co z ocen na świadectwie. I teraz zaczyna się zabawa. Julia widzi, że w klasie jej pierwszego wyboru jest dwukrotnie więcej kandydatów niż miejsc, w dodatku spora grupa to laureaci konkursów, a ona nie ma dodatkowych punktów za osiągnięcia. Zatem niejako pod przymusem zmienia pierwszy wybór na tę samą klasę, którą wybrała Oliwia - w mniej renomowanym liceum. Oliwia widzi w tym momencie, że w wybranej przez nią klasie jest już duża nadwyżka chętnych - w tym większość uczniów bardzo dobrych, tak jak jej koleżanka z podstawówki Julia. Wie, że nie ma szans się dostać, więc bardzo niechętnie, ale zmienia pierwszy wybór na klasę technika reklamy w tym samym technikum co Wiktoria. Czy swoim wynikiem "wypchnie" Wiktorię poza próg przyjęć i uzyskamy trzy niezadowolone z rozwoju sytuacji dziewczynki?
W latach ubiegłych to "spychanie" nie było problemem, bo liczba miejsc w szkołach odpowiadała mniej więcej liczbie kandydatów do poszczególnych typów szkół. W tym roku w moim powiecie zaobserwować można pewien niedobór oddziałów w liceach, a nie ratuje sytuacji utworzenie LO w zespole szkół w peryferyjnej miejscowości, do której nie ma dojazdu, więc aplikować będą tylko kandydaci z jednej gminy.
Czy rekrutacja nie powinna polegać jednak na tym, aby uwzględnić pierwsze wybory kandydatów, a dopiero pozostałe wolne miejsca udostępnić w dodatkowym naborze?
A jak Wy uważacie? Czy rekrutacja powinna uwzględniać to, że kandydat dokonał określonego pierwszego wyboru, czy jednak kryterium wyłącznie punktowe jest sprawiedliwe? A może te "strategiczne" zmiany i przeniesienia wniosków pozwalają najlepiej wyselekcjonować kandydatów do określonych szkół?
Comments