Anne czy Ania?

Od kilku dni światek czytelniczy rozgrzewa do czerowności dyskusja nad nowym przekładem na język polski książki Anne of Green Gables. Dyskusja jest gorąca, bo książka jest bardzo znana - dotychczas jako Ania z Zielonego Wzgórza, w nowym przekładzie Anny Bańkowskiej Anne z Zielonych Szczytów.


W. A. J. Claus - ilustracje do wydania książki z 1908 roku, domena publiczna.

Zmienia się świat, zmienia się podejście do przekładu. Dawniej, kiedy przeciętny mieszkaniec kraju A mało wiedziała o kulturze i języku kraju B, pewne adaptacje kulturowo-językowe tekstów były wskazane, czasem wręcz konieczne, aby nie kaleczyć imion i nazwisk czy nazw własnych odczytwanych fonetycznie w języku innym niż język autora.
W literaturze dla dzieci i młodzieży to tradycyjne podejście utrzymywało się najdłużej. Pewne przekłady imion i nazw trwają w kolejnych pokoleniach na mur-beton, stąd Anne a nie Ania wzbudza tak duże emocje - włącznie z dramatycznymi "zabiła Anię!", "dziciństwo zniszczone". Podejrzewam, że większą "imbę" byłby w stanie wywołać tylko na nowo przetłumaczony Kubuś Puchatek (Winnie-the-Pooh) - zresztą wywołał, ale ma potencjał na kolejne. Możecie sprawdzić w wyszukiwarce hasło Fredzia Phi-Phi. A propos. Czy zastanawialiście się kiedyś nad tym, jak przetłumaczono Winniego na inne języki? Mój ulubiony to węgierski Micimackó. Są nawiązania do Pooh - Pu der Bär (niemieckie), Medvídek Pú (czeski), Ninni Puf (włoski), Mikė Pūkuotukas (litewski). Są do Winnie - Winnie l’ourson (francuski). Są równie swobodne jak węgierski - Ole Brumm (norweski) czy Peter Plys (duński).
Przykładów jest więcej - Pippi (Fizia) Pończoszanka, Piotr, Zuzanna, Edmund i Łucja (Lew, czarownica i stara szafa), Piotruś Pan, Jaś i Małgosia, Calineczka.

W spolszczeniach lub ich braku panuje jednak duża niekonsekwencja. Weźmy przykłady nieliterackie. Królowa Elżbieta i książę Karol, ale już książęta William i Harry (dlaczego nie Wilhelm i Henio?). Wilhelm Zdobywca ale już William Szekspir. Z Szekspirem w ogóle totalny misz-masz. Imię zostało oryginalne, natomiast powszechnie przyjął się spolszczony zapis nazwiska. Karol Darwin "spolszczył się" w całości, a Jane Austen wcale.
A w bajkach telewizyjnych? Dlaczego skoro Świnka Peppa, to Tomek i przyjaciele? A brat Peppy też był Jackiem i Dżordżem. Świat oszalał. :)

Przy okazji afery aniowej sprawdziłam, jakie tłumaczenia mam w domu. Co ciekawe przekładów na polski na ten moment jest aż dwanaście. A w mojej biblioteczce, choć mam dwa wydania (Naszej Księgarni z 1967 roku i Prószyńskiego i S-ki z 1997) przekład ten sam, najstarszy - Rozalii Bernsteinowej, z 1911 (!) roku. To pani Rozalia utrwaliła nam Anię, Marylę, Mateusza. Czy wiedzieliście, że sąsiadka Małgorzata Linde w oryginale ma na imię Rachel? No i kontrowersyjne Zielone Wzgórze i Zielone Szczyty. Stare Zielone Wzgórze brzmiało ładnie, tylko że nie było tam żadnego wzgórza. Nowe Zielone Szczyty są odbierane źle, bo skojarzenie z górami jest silniejsze niż z pojęciem architektoniczno-budowlanym. A to właśnie o to chodzi - o domek z malowanymi na zielono szczytami.

We mnie nowy przekład budzi raczej pozytywne emocje. Może niezbyt gwałtowne ale pozytywne. Uważam, że zawsze warto szukać nowych dróg, odczytywać teksty ze świeżym podejściem, otwartością i świadomością tego, że inny tłumacz może mieć ciekawsze pomysły, głębszą wiedzę o kontekście historycznym i kulturowym. No i czytelnicy się zmieniają. Dla współczesnego Polaka nie jest trudnością prawidłowe odczytanie angielskich imion i nazwisk. Większy problem zapewne byłby z tym, jak odczytać nazwisko polskiego językoznawcy Jana Niecisława Ignacego Baudouina de Courtenay. :)

A co Wy sądzicie o nowej Anne? Przyjmie się, czy podzieli los Fredzi Phi-Phi?