Tęczowiec galaretkowiec

Chcieć to móc. Cała zabawa zaczęła się od wizyty w sklepie Dino i intrygującej oferty nowych smaków galaretek firmy Emix. Z czystej ciekawości zakupiłam smaki yuzu, kiwi-pigwa, grejpfrut i pomelo. W piątkowy wieczór wpadł mi do głowy pomysł na kolorowy deser. Poprzeglądałam internet, ale dostępne były przepisy z użyciem kilograma twarogu i przewidujące dość znaczną objętość gotowego deseru, a ja nie mam ani takiej wielkiej tortownicy ani silikonowej formy. Ponieważ zawsze mam w domu jakąś proszkową mieszankę sernika na zimno, postanowiłam po raz kolejny poeksperymentować. Po raz kolejny, bo z takich proszków robiłam już chatki i serniki na zimno czy to z dodatkiem gorzkiej czy białej czekolady.

Wymyśliłam to sobie tak, że mieszankę sernikową zmiksuję z 500 ml mleka, rozdzielę na 4 naczynia i do każdej części dodam nieco galaretki danego koloru.
Zaczęłam od przygotowania spodu do tęczowca. W naczyniu blendera ręcznego rozkruszyłam około 120 g mieszanki ciastek i wymieszałam okruszki z około 50 g roztopionego w mikrofalówce masła. Tortownicę wyłożyłam folią spożywczą i na dnie rozprowadziłam łyżką masę ciastkową. Wstawiłam tortownicę ze spodem do zamrażalnika, żeby wszystko było zimniutkie.

Następny krok to przygotowanie galaretek. Użyłam czterech opakowań - trzech z firmy Emix i niebieskiej z firmy Wodzisław. Postanowiłam nieco zmniejszyć objętość wody - zamiast 2 szklanek, użyłam do każdej 2 filiżanek wody, czyli około 420 ml. Wodę gotowałam na dwa garniki, rozpuszczałam galaretki i przelewałam je do dużych kubków. I tak na dwie tury. Galaretki w kubkach wstawiłam do wody w komorze zlewozmywaka, żeby szybciej stygły.

Przyszła pora na miksowanie sernika w proszku, a tu niespodzianka - skończyło się mleko. Dobrze, że miałam w zapasach mleko w proszku - rozrobiłam pół litra wedlug przepisu na opakowaniu i już - jest mleko.
Masę zmiksowałam i rozdzieliłam na 4 naczynia. Do każdej części dodałam 8 łyżek galaretki w wybranym kolorze i dokładnie wymieszałam. Galaretka była wtedy jeszcze lekko ciepła i to jest dobre rozwiązanie, bo masa sernikowa wymieszana z galaretką nie tężeje nam w naczyniu, tylko dopiero wtedy, kiedy chcemy aby stężała.

A kiedy chcemy? Otóż rozkminiłam to tak, żeby zachodziło to w zamrażalniku lodówki. I teraz algorytm. Na blacie miałam 4 naczynka z pastelowymi masami sernikowymi (z dodatkiem galaretki), w kubkach w zimnej kąpieli wodnej w zlewozmywaku czekały 4 galaretki.
Z zamrażalnika wydobyłam schłodzony spód i wylałam na niego bladoniebieską masę sernikową. Tortownicę umieściłam w szufladzie zamrażalnika (-18 stopni), a obok kubek z niebieską galaretką. Po jakichś 6-7 minutach masa sernikowa była już stężała i mogłam wylać na nią niebieską galaretkę. Galaretka potrzebowała nieco więcej czasu na stężenie - przynajmniej 10 minut. W tym czasie w zamrażalniku lądował kolejny kubek z galareką. Operację powtórzyłam 4 razy - masa, galaretka. Ale ostatniej, czerwonej galaretki już nie wkładałam do zamrażalnika. To miał być tęczowiec, a nie bryła kolorowego lodu. Szybkie chłodzienie jest potrzebne tylko po to, żeby kolejne warstwy w miarę szybko tężały i nie powlewały się jedna w drugą.

Tortownica o średnicy 22,5 cm oraz o wysokości około 68 mm był pełniutka. Konsumpcja została przewidziana na popołudnie dnia następnego, więc tęczowiec spędził sobie sporo czasu w lodówce (+4 stopnie Celsjusza).

Czy w warstwowym cieście wyczuwalny jest smak poszczególnych galaretek? Tak.
Ile zajęło "zmontowanie" tęczowca? 1 godzinę i 20 minut, ale w tym jest sporo siedzenia i czytania postów na Hive, gdy poszczególne warstwy się chłodzą i tężeją.

Kolorowo-galaretkowy eksperyment z sernikiem na zimno uważam za udany.