Skrzyżowanie Pułkownika

Skrzyżowanie Pułkownika znajdziecie na niektórych mapach i w danych Geoportalu. Współrzędne geograficzne tego miejsca: 51.375689261796 (51°22'32"), 17.5179562086706 (17°31'5"). Do krzyżówki można dotrzeć z Goli Wielkiej, Goszcza, Moszyc lub Domasławic. Leży ona około 1 km od trasy zielonego szlaku rowerowego - Małej pętli twardogórskiej. W lokalnych mediach przytoczono niedawno informację Nadleśnictwa Oleśnica - ciekawostkę o tym, skąd wzięła się nazwa tego miejsca. Otóż nazwa skrzyżowania wzięła się od tragicznego wypadku na polowaniu, w którym śmierć poniósł pułkownik Piotr Kartawik.

Przeczytawszy informację o tym, że w sąsiedztwie skrzyżowania znajduje się niewielki pomnik, postanowiłam odwiedzić to miejsce. Niejednokrotnie przejeżdżałam drogą prowadzącą w kierunku wiaduktu kolejowego przez to właśnie skrzyżowanie, ale nie wiedziałam, gdzie znajduje się pomnik.

Aby dotrzeć do pomnika, należy na Skrzyżowaniu Pułkownika skręcić w kierunku północno-zachodnim. Jeżeli wybierzemy trasę z Moszyc lub z Goszcza (Drogą Goszczańską, tzw. Szeroką Linią) i pojedziemy od strony Skrzyżowania Gwiaździstego, będzie to skręt w lewo. Drogą w kierunku północno-zachodnim należy przejść lub przejechać około 100 metrów i wypatrywać pomnika po prawej stronie drogi. Znajduje się on w pewnym oddaleniu (25-30 metrów), ale zwłaszcza o tej porze roku jest dobrze widoczny z drogi.

Myśliwi z Koła Łowieckiego lub leśnicy najwyraźniej regularnie odwiedzają to miejsce. Przed pomnikiem stoją znicze - wypalone, ale wyglądające na ustawione całkiem niedawno.
Korpus pomnika wygląda na kilkudziesięcioletni, jednak tablica jest czysta i ładnie odnowiona.

Piękną biografię pułkownika Piotra Kartawika a także informacje o tragicznym wypadku na polowaniu spisał i opublikował jego bratanek Wojtek Kartawik. Rodzina pułkownika kontynuuje hodowlę ogara polskiego.

Przeczytałam tę bardzo ciekawą notę biograficzną. Pułkownik Kartawik pochodził z Przewiesia (dziś Białoruś). Bardzo ciekawe były jego żołnierskie losy - trafił najpierw do armii radzieckiej, później do niewoli niemieckiej (zorganizował ucieczkę ze stalagu), działał najpierw w partyzanckiej grupie sowieckiej - był łącznikiem z wileńskim oddziałem AK, do którego dołączył na stałe, gdy grupę paryzancką rozpracowało Gestapo. W 1944 roku dołączył do Wojska Polskiego - z 2 Dywizją przeszedł szlak bojowy do Berlina.

Po wojnie nadal związany z wojskiem - od 1959 pracował we Wrocławiu sztabie Śląskiego Okręgu Wojskowego. Zajął się również swoją największą pasją - hodowlą ogarów polskich, które regularnie zabierał na przechadzki myśliwskie w podwrocławskich lasach oraz na polowania. Tu pojawia się pewna niezgodność - tablica pamiątkowa informuje o trzech sprowadzonych suczkach, a w biografii czytamy, że suki były dwie: Zorka i Czita, trzeci - Burzan był psem.

Feralne polowanie odbyło się na terenie wówczas dewizowym - w Nadleśnictwie Oleśnica, Leśnictwie Goszcz (dziś Leśnictwo Twardogóra). Pułkownik uzyskał na nie zgodę u dyrektora okręgowego lasów. Śledztwo wykazało, że pułkownik postrzelił się sam - dobijając trafionego lisa kolbą dubeltówki, w której miał drugi nabój. Za przyczynę wypadku uznano niesprawność broni. Nie jest to jednak sprawa transparentna. Współpolujący widział pułkownika oddającego pierwszy strzał - następnie pułkownik wszedł w las i drugi strzał padł, gdy nie był już widoczny dla pozostałych mężczyzn biorących udział w polowaniu. W sprawie pojawił się zarzut kłusownictwa, który jednak wycofano.

Czy żołnierz i doświadczony myśliwy naprawdę mógł tak chwycić nabitą broń, aby skierować lufę w swoją stronę? Czy pułkownikowi naprawdę szkoda było jednego naboju, czy też, jak uznano w śledztwie - nie chciał po raz drugi dziurawić futra? Czy nie zdawał sobie sprawy, że ma niesprawną broń? Tego zapewne nie dowiemy się już nigdy. Niemym świadkiem tych wydarzeń jest tylko miejsce w lesie, na którym do dziś stoi niewielki pomnik.