Czytam sobie #20. Donoszę z biblioteki. Kwiecień

Mija piękny kwiecień. Co przyniesie maj? Zagadka rozwiązana, bo już przyniósł. Pozostaje opisać i pokazać książki.

Z wydarzeń okołoczytelniczych. Miałam po raz kolejny przyjemność oceniać prace literackie w lokalnym konkursie. Tym razem tematem były tradycje i zwyczaje związane ze świętami. Prace nadesłali zarówno uczniowie jak i seniorzy. Czytałam z wielką przyjemnością i niejednorotnie z dużym wzruszeniem. Czekam teraz na podsumwanie. Jurorzy oceniają prace całkowicie niezależnie, więc wyniki konkursu aż do ich oficjalnego ogłoszenia pozostają dla wszystkich tajemnicą.

W ramach współpracy ze szkołą podstawową oprowadziłam po miasteczku trzy przemiłe grupy uczniów. Tematem przewodnim tych spacerów były legendy, pokłosiem piękne prace plastyczne wykonane przez młodszych i legendy inspirowane historią jednego z zabytków miasteczka pisane przez nieco starszych uczniów.

Z ubiegłego miesiąca

Zacznę od śmietanki.
Mój numer jeden (czy się zdziwiłam? no zdziwiłam się) to Villas : nic przecież nie mam do ukrycia... Izy Michalewicz i Jerzego Danilewicza. Zdecydowanie polecam miłośnikom biografii i literatury non-fiction. Violetta Villas to postać niezwykła. Gdyby stworzył ją pisarz, to pewnie wielu uznałoby, że przeszarżował z kreacją, że napisał bohaterkę niemożliwą. A tu niespodzianka - to nie fikcja literacka, to blondwłosa legenda estrady.
Czas na klasykę. Gabriel García Márquez i Miłość w czasach zarazy to zdecydowanie powieść warta przeczytania. Pięknie snuta opowieść o losach Ferminy i Florentina, których miłość znalazła spełnienie po ponad półwieczu trwania pomimo różnych kolei losu obojga. Jest to klimatyczna gawęda - historia pełna, mięsista, snuta z dużą dokładnością, dbałością o detal, a równocześnie kreślona z ogromną dozą humoru. Język jest bogaty, plastyczny, po prostu piękny.

Teraz trzy lektury w porządku - moża przeczytać.
Zadziwiający Maurycy i jego uczone szczury Pratchetta to bardzo przyjemna powieść zarówno dla nastolatków jak i dla dorosłych miłośników twórczości autora. Sam pomysł na wykorzystanie legendy o szczurołapie jako inspiracji jest naprawdę dobry. Szczury stanowią cudną galerię charakterów (również ludzkich), jest przewrotnie i z humorem. Sprawdziłam, że inne wydania mają już tytuł dokładnie przetłumaczony z angielskiego - szukajcie również Zadziwiającego Maurycego i jego edukowanych gryzoni.
Zaginiona Pilipiuka na początku zaskoczyła mnie pozytywnie - pojawił się nowy, ciekawy, oryginalny wątek, nowi bohaterowie, których ścieżki skrzyżowały się z dróżkami kuzynek Kruszewskich. Niestety obiecujący Friesland nie wytrwał jako oś do końca książki. Został taki niedopisany, niedopowiedziany, nieogarnięty (a wydawało się, że autor jest już tuż tuż od jakiegoś ciekawego rozwiązania fabularnego). Zamiast tego pstryk i zmiana głównego wątku na inny - teraz czytaj czytelniku o skrzypcach i zapomnij o tym, co przez trzy czwarte książki trzymało cię nad jej kartkami. Ot - doklejona część, która w swym charakterze jest raczej odrębnym opowiadaniem. Ale o Frieslandzie czytało się świetnie. Wytknę jeszcze tylko rozgrzebany wątek siedziby ZŁA w Warszawie. Też nie wiem, czemu on miał służyć, skoro w swym charakterze nadawał się raczej na wiodący wątek kolejnego tomu.
Przez rzekę Stasiuka to dobra, gęsta proza, choć dla mnie okazała się nierówna. Trzy początkowe rozdziały Chodzenie do kościoła, Chodzenie do biblioteki, Chodzenie na religię miały w sobie coś - poruszające okruchy wspomnień, szerokie spektrum uczuć i odczuć, wskrzeszenie czegoś, co odeszło. W kolejnych tego zabrakło. Picie i podróże, które okazały się zbędne w swej niezbędności.

Nurkujemy w wodorosty.
Nieautoryzowana autobiografia Kuby Wojewódzkiego nie okazała się dziełem, które warto było podpierać nazwiskami Głowackiego i Stasiuka. Celebryckie pitu-pitu podsypane nieco wyznaniami na temat masturbacji i seksu. Swoją drogą dziwnie, że człowiek z tak dużym doświadczeniem na polu samozaspokajania i uważający się za wcale zmyślnego nie wpadł na prosty pomysł, aby onanizować się przed przystąpieniem do pisania kolejnego fragmentu, zamiast pod napisany już kawałek. Język Wojewódzkiego książkowego jest językiem pana z telewizji - jeżeli ktoś kojarzy jego riposty, pytania "pod włos" z jego programu, to w książce znajdzie to samo. Jeżeli ktoś nie śledzi popisów telewizyjnych, to nic nie szkodzi - w książce są całe hektary cytatów z kanapowych rozmów Wojewódzkiego. Po cichutku dodam, że te cytaty są powstrzeliwane w całe opus magnum, przez co autobiografia jest chaotyczna i wygląda trochę tak, jakby wydawca płacił od kolejnej setki stron.

Uwaga - mulisto.
Niestety nie miałam szczęścia do audiobooków. Kryminał (komedia kryminalna?) Teściową oddam od zaraz M.J. Kursy był niedobry, rozlazły, denerwujący. Może bawić, bo sprawdziłam, że są entuzjaści tego typu poczucia humoru. Na mój odbiór na pewno rzutuje również sposób czytania tekstu przez lektorkę - po prostu męczący. Jeżeli ktoś będzie miał ochotę sprawdzić, to chyba bezpieczniej sięgnąć po książkę.
William Wharton i Spóźnieni kochankowie to chyba największy absmak tego miesiąca. Nie dziwię się już, że nie budzi większego zainteresowania. W latach '90 miał swój polski szczyt popularności (nie mogę się oprzeć, aby nie napisać, że parę lat później taki sam szał był na Coelho), a teraz spokojnie sobie stoi na bibliotecznych półkach (też jak Coelho). Moim zdaniem Spóźnieni kochankowie to wydmuszka - skorupkę tworzy ciekawy skądinąd pomysł na nietypową historię miłosną i zestawienie światów amerykańskiego malarza oraz niewidomej paryżanki, niestety w środku snuje się tylko trochę smrodku. Główne zarzuty? Cukierkowość, tanie efekciarstwo, prymitywizm języka (poziom czytelnika tabloidów), nielogiczności i nieznośne Och, Jacques! wypowiedziane przez bohaterkę zylion razy. Do tego dochodzą sceny erotyczne, które napisane są tak, że ma się wrażenie, iż jest to jakiś osobliwy rodzaj molestowania z jednej strony i masochizmu z drugiej. Pojawia się również plus - audiobook jest niedługi.

I tak oto przedstawia się zeszły miesiąc czytelniczy.
Dla przypomnienia okładek z ubiegłego miesiąca - wpis marcowy.

Do przeczytania i przesłuchania

  • Evžen Boček, Arystokratka na koniu, 2018
  • Michal Viewegh, Powieść dla kobiet, 2005
  • Witold Filler, Violetta Villas. Tygrysica z Magdalenki, 1993
  • Mariusz Szczygieł, Nie ma, 2018
  • Jacek Hołub, Żeby umarło przede mną : opowieści matek niepełnosprawnych dzieci, 2018
  • Elżbieta Dzikowska, Groch i kapusta : podróżuj po Polsce! : południowy zachód, 2009
  • Joanna Lamparska,Tajemnicze zakątki na północny wschód od Wrocławia, 2007
  • Tadeusz Dołęga-Mostowicz, Bracia Dalcz i Spółka, 2008, audiobook
  • Andrzej Zieliński, Skandaliści w koronach: łotry, rozpustnicy i głupcy na polskim tronie, 2017, audiobook


Tym razem pamiętałam o Vieweghu a i Boček wreszcie wrócił na bibblioteczną półkę. Czeską literaturę lubię i mam poczucie, że jeszcze wiele książek zza południowej granicy mnie zachwyci i urzeknie. Zatem szłam do biblioteki powtarzając w myślach "Viewegh, Boček, Viewegh, Boček" i od V i B rozpoczęłam żniwa.
Dopiero później podeszłam do nowości i zwrotów, ale tam "nic nie było".


Za to w non-fiction, do których to półek udałam się przede wszystkim po Violettę, nawybierałam świetnie zapowiadających się tytułów.
W biografii Villas : nic przecież nie mam do ukrycia..., którą czytałam w ubiegłym miesiącu autorzy wspominają zarówno o współpracy gwiazdy z Witoldem Fillerem, jak również o książce, którą Filler napisał w 1993 roku, i która wzbudziła gniew Violetty. Tak się składa, że biblioteka posiada egzemplarz (a książka nie była wznawiana, więc może być o nią coraz trudniej) i po ten właśnie egzemplarz skierowałam się do półki 'Muzyka'. Jestem bardzo ciekawa perspektywy autora.

A tam zaraz blisko to stał Mariusz Szczygieł. Wiem, wiem - nuda, znowu Szczygieł. No ale nie czytałam Nie ma, a nie mogę tego nie przeczytać. Poza tym książka jest nowa i trzeba ją czytać. Nie po to biblioteka kupuje książki, żeby stały na półkach.
Do rzeczy - o książce nie wiem nic, nie przeczytałam zachętek, notek, niczego, więc szczegóły za miesiąc.

W pobliżu Szczygła zauważyłam niedawno wydaną książkę Wydawnictwa Czarne -Żeby umarło przede mną. Czytałam już sporo tytułów z tej serii i żaden nie okazał się pomyłką - wręcz przeciwnie, warto czytać te reportaże, bo otwierają oczy na wiele zjawisk społecznych, spraw, historii, które często dzieją się obok nas. Tytuł dość dokładnie określa o czym będzie ta książka.


Pogoda sprzyja wycieczkom, więc sięgnęłam również po Groch i kapustę Elżbiety Dzikowskiej. Ten tom opisuje Polskę południowo-zachodnią, czyli moją. Jestem ciekawa zarówno autorki (nie czytałam jeszcze żadnej z jej książek) jak i tego, jakie atrakcje turystyczne, przyrodnicze i historyczne wybrała.
A w regionaliach wyszperałam książkę Joanny Lamparskiej Tajemnicze zakątki na północny wschód od Wrocławia - to już bezpśrednio moje okolice, liczę więc na dobre tropy do niedzielnych wypadów bliskiego zasięgu.


Na koniec półka z audiobookami. Najpierw wypatrzyłam Dołęgę-Mostowicza. Tego tytułu biblioteka nie posiada w wersji papierowej. Tadeusz Dołęga-Mostowicz to zdecydowanie mój ulubiony polski autor bestsellerów, mistrz fabuły. Nie pojawił się moim zdaniem w ciągu osiemdziesięciu lat od jego śmierci autor, który pisałby tak dobre powieści popularne - obyczajową literaturę lekką ale o czymś.

Ostatni wybór na zasadzie "O! A co to?" - Skandaliści w koronach. Audiobook wyszukany okiem, wzrokiem. Uznałam, że czas na kolejny mały krok w słuchaniu - książkę, w której będzie wielu bohaterów, wiele wątków i wiele faktów. Już nie powieść, nie kryminał, nie esej. Podejście pierwsze do książki historycznej.


Wyzwanie czytelnicze 52 książki w 2019 roku ma się dobrze - przeczytałam dotychczas 34 książki.
A jak minął Wasz czytelniczy kwiecień? Gorąco zachęcam do dzielenia się tytułami w komentarzach. Dzięki @sweetsandbeyond udało mi się przez cały czas pamiętać, że na krótkiej liście czekał Michal Viewegh. Już się za niego zabieram.